niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 78


***
Bella


Siedziałam w łazience i oszołomiona wpatrywałam się w przedmiot w moim ręku.
To nie możliwe!
A jednak.
Test ciążowy miał wynik pozytywny.
Niemożliwe. Jestem w ciąży. Ale jak to się mogło stać? Przecież… Jedyną osobą, z którą współżyłam, był wampir! Oni nie mogą się rozmnażać… normalnie. A łowcy są naprawdę mało płodni.
Wrzuciłam test do kosza na śmieci i zaczęłam nerwowo przeczesywać sobie palcami włosy. Ciągle nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Od czasu, gdy zerknęłam na datę na laptopie, zupełnie nad sobą nie panowałam i byłam cała roztrzęsiona.
Jak to się mogło stać? Jakim cudem jestem w ciąży?
Cóż. Najwyraźniej wampiry, a nawet łowcy, którzy zbierają tych pierwszych wszelkie dostępne informacje od setek lat… Wszyscy się mylą. Kto wie, może tylko wampirzyce nie mogą mieć potomstwa? A wampiry… Widocznie mogą. Tylko z kobietami, nie z nieśmiertelnymi.
Nie ważne. Tak czy inaczej, noszę w sobie nasze dziecko. Moje i Edwarda.  I nie wiem, co dalej. Przecież dzieciak wywróci moje - i tak już porąbane - życie do góry nogami! I co z niego wyrośnie? ¼ człowieka i ¾ wampira? Rany..
Niepewnie dotknęłam swojego brzucha. Był już inny. Wcześniej tego nie zauważyłam. A może teraz nagle się przewrażliwiłam? Czy jednak naprawdę już mogłam wyczuć swoje dziecko?
Moje dziecko… Przecież ja nigdy nie myślałam o dzieciach. W życiu. Nie spodziewałabym się nigdy, że zostanę matką.
Najgorsze jest to, że to dziecko komplikuje wiele spraw. Na pewno będzie kiedyś chciało poznać ojca. I co wtedy zrobię? Zaprowadzę je do ukochanego i powiem? ,,Cześć, kochanie, przyprowadziłam ci twoją/twojego córkę/syna, na weekend, bo strasznie chciała/chciał cię zobaczyć’’? Ta, jasne…
Bez namysłu zaczęłam gładzić ostrożnie swój brzuch.
Może jednak nie będzie tak źle? Może będę szczęśliwsza, mając na wychowaniu naszego potomka?  Sądzę, że… Tak.  I dam sobie radę. I z dzieckiem, i z Jamesem i ze wszystkim innym. W końcu jestem z rodu Svertre, a my nigdy się nie poddajemy. Swanowie robią dobrą minę do złej gry i kroczą dumnie przez życie.
Boże… Charlie nigdy mi nie mówił (Renee też nie zdążyła), ale na pewno zawsze strasznie chciał mieć wnuka albo wnuczkę. Dlaczego doszło do tego, że moje dziecko nie pozna swojego dziadka ani babci?
Przeze mnie zginęli moi rodzice. Wyjechałam, żeby chronić przed tym samym losem mojego ukochanego i jego rodzinę… Teraz okazuje się, że będę miała jeszcze jedną istotę do ochrony.
Mimo wszystko, gdy pierwszy szok już minął, zaczęłam oswajać się z myślą, że w moim ciele rozwija się mała istotka.
Jakby na potwierdzenie tej myśli wyczułam, że coś poruszyło się w moim brzuchu. Wstrzymałam oddech i czekałam na kolejny ruch. Znowu coś poczułam. Na mojej twarzy pojawił się delikatny, ostrożny uśmiech.
I już wiedziałam, że pokochałam tą małą fasolkę, która we mnie rośnie. Moją i Edwarda. To nasze dziecko, na pewno będzie cudowne.
Nagle moje roztkliwienie zniknęło, bo przypomniałam sobie, że moja fasolka nie dostawała pokarmu przez prawie 2 dni. Ale co ja mam zrobić, przecież zwracam wszystko, co zjem!
Chwila. Dawno nie polowałam. A dziecko z pewnością potrzebuje krwi odrobinę bardziej, niż ja. Tak, z pewnością i jemu i mnie przyda się małe polowanie. Im dłużej będę z tym zwlekać, tym będę słabsza.
Zerknęłam na godzinę. Dochodziła 14.
- No to ruszamy pupy – mruknęłam do siebie. A właściwie, to do nas dwojga.


***
Edward


Alice, gdy tylko dojechała do domu, od razu pobiegła w stronę mojego pokoju. Ocknąłem się i spojrzałem na drzwi, a potem na okno. Miałem ochotę stąd uciec. Nie chciałem rozmawiać o wyjeździe Belli z kolejną osobą. Im więcej razy przypominałem sobie całą tą historię, tym było gorzej.
Alice otworzyła gwałtownie drzwi.
- Nie uciekaj – rzuciła, przewidziawszy moje plany. Stanęła obok mnie i przytuliła mnie mocno, próbując nie zwracać uwagi na moją minę człowieka, który stracił wszystko. Zawahałem się, po czym objąłem drobną wampirzycę. – Co się stało? Miałam… bardzo niejasne wizje. Widziałam Bellę w samolocie… i parę innych rzeczy. Ale nie wiedziałam, że to się stanie tak szybko! – Nawijała. Zobaczyłem przez chwilę w jej umyślę wizję brunetki, która wyglądała przez okienko samolotowe i wycierała mokrą od łez twarz chusteczką. Znowu płakała po Charliem? A może chodziło o coś innego?
Moja siostra szybko skupiła się na czymś innym, żebym zbyt długo nie analizował jej wizji.
- Ale się stało – szepnąłem.  – Zaczęła się dziwnie zachowywać niedługo po tym, jak wyjechałaś z Jasperem na wakacje… A potem uciekła. Mówiła, że jedzie tylko do swojego domu… I tak było, tyle że nie wróciła. Zniknęła. Zostawiła listy pożegnalne. Nawet Sheili wysłała…
- Do mnie też napisała – powiedziała cicho Alice. – Czyż nie?
- Tak. Widziałaś to? – Skupiłem się na jej myślach, próbując sam odpowiedzieć sobie na to pytanie.
- W sumie…Widziałam tylko, jak patrzyła na koperty leżące na swoim biurku – mruknęła. – Dlaczego miałam tak mało wizji? Może nie była pewna, co zrobi dokładnie. Decydowała w zasadzie spontanicznie. Chyba miała jedynie mgliste plany. Ale co nią kierowało? Wiem tylko, że zniknęła, a ty zachowujesz się, jakbyś był swoim cieniem… - w jej głosie wyczułem niepokój i troskę.
Ścisnąłem Alice mocniej.
- Przestała mnie kochać – zerknąłem na leżący na stole list, który Sheila położyła tam wczoraj wieczorem.
Alice również na niego spojrzała. Odsunęła się, zerkając na mnie.
Mogę?
Kiwnąłem słabo głową i odwróciłem się. Nie chciałem patrzeć na reakcje Alice, gdy to przeczyta.
Wieszczka uwinęła się szybko. Myślała intensywnie nad każdym słowem, nad każdym zdaniem. Chłodno analizowała tekst.
Wyłączyłem się. Nie chciałem słyszeć jej myśli. Zacząłem więc robić wszystko, żeby nie docierały do mnie.
Alice zaczęła nagle mną potrząsać. Znowu się odwróciłem i spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
- Edward! – Syknęła poirytowana. – Skup się do cholery! Mówiłam, że nie wierzę w ani jedno słowo! I co to za podpis?! Czemu podpisała się swoim łowczym imieniem? Idiotyzm! Wiesz, co ci powiem? Ona UDAJE.
Skrzywiłem się z bólem.
- Pogadaj ze Sheilą na temat twoich bzdurnych teorii. Tobie powiem to samo, co jej: nie widziałaś, jak ostatnio Bella się zachowywała w stosunku do mnie i co mi powiedziała. A teraz wynoś się stąd, Alice. Mam tego dosyć.
Uniosła brwi.
- Chyba padnę! Była tu Sheila?
- WYNOCHA! – Nie wytrzymałem. Dlaczego ona zawsze musi wyłapać to, co jest najmniej istotne?
- Och, daj spokój – wywróciła oczami. - Ten list to mistyfikacja, i mogę to udowodnić. Widzisz to? Trzy plamki po czymś mokrym. Po łzach. Płakała, kiedy wyciągnęła to z drukarki. To znaczy, że to wszystko…
- Alice, błagam cię, WYJDŹ! – Powiedziałem zmęczonym tonem. – Nie rób mi bezsensownej nadziei, bo to niczego nie zmieni. Nie ma jej. Nie wróci. Znam ją i ty też ją znasz. NIE WRÓCI. A teraz znikaj i zostaw mnie w spokoju.
Westchnęła.
- Okey.

***
Alice

Posłałam mu lekki, dopingujący uśmiech i wyszłam z jego pokoju. Nic tu nie wskóram.
Esme przez telefon opowiadała mi o kłótni Belli i Edwarda w kuchni, a potem o chwili, gdy widziała ją po raz ostatni. Nie była wtedy zbyt miła. I wyglądała na roztrzęsioną.
Kurczę, miałam ochotę ją znaleźć i skopać tyłek! Z jakiego powodu odstawiła tą szopkę? Ha, powinnam też skopać tyłek swojemu bratu, bo w to uwierzył. Ale on to nie ja, nie widzi paru dziwnych faktów.
Wkroczyłam do swojego pokoju. Jasper siedział  już na łóżku i spoglądał na kopertę, którą trzymał w dłoni.
- To do ciebie. Od niej – pokręcił głową. Usiadłam mu na kolanach i spojrzałam w oczy. Błyszczały w nich gniewne iskierki.
- Jesteś zły.
- Oczywiście. Na Bellę. Skrzywdziła naszego brata. Skrzywdziła nas wszystkich.
Przeniosłam wzrok na kopertę.
- Bez wątpienia. Wyrzucam sobie, że jej posłuchałam i jednak wyjechaliśmy… - wtuliłam się w Jaspera i przymknęłam oczy. A potem szybko je otworzyłam, równocześnie odsuwając się od niego. – To małpa! Ona CHCIAŁA, żeby nas tu nie było! Wiedziała, że ją rozszyfruję i powstrzymam!
- To całkiem możliwe – westchnął. Wskazał na kopertę. – Przeczytasz to?
- Taak… - sięgnęłam niepewnie po papier i rozerwałam go. Wyjęłam ze środka kartkę, zastanawiając się, czy i na niej będą kolejne bezsensowne kłamstwa.

,,Alice,
wiem, że nie wierzysz w nic, co napisałam Edwardowi. Ale to prawda. Ludzie się zmieniają. A ja jestem w połowie człowiekiem…’’
- A także w połowie wampirem, franco – fuknęłam.
,,Odeszłam, bo niepotrzebnie narażam na różne niebezpieczeństwa istoty, na których mi nie zależy. Nie żywię do Was żadnej urazy. Żyjcie sobie tak, jak żyliście wcześniej.”

- Bardzo zabawne – warknęłam.

,,Proszę, spróbuj pocieszyć Edwarda. Przegięłam, wiem. Niepotrzebnie go zwodziłam. Kiedy usłyszałam od niego, że pytał ojca o moją rękę, stwierdziłam, że to wszystko zaszło za daleko. Nie mogę się zaangażować w związek z wampirem.’’

- Jakbym słyszała gadanie jej kuzynki…

,,Nie muszę się zresztą dogłębnie tobie tłumaczyć. Chcę tylko, żebyś to wiedziała.
Żegnaj, Al.’’

- Zobacz, bała się podpisać – zauważyłam. - Wiedziała, co sobie pomyślę.
- Tak – mimo wszystko Jasper uśmiechnął się szeroko. – A ty zawsze musisz wszystko komentować.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Taka jestem – odparłam i spoważniałam. – Co o tym sądzisz?
Wzruszył ramionami.
- Trudno powiedzieć. Nie spodziewałbym się tego po niej.
- A ja tak. Kiedy Edward stracił pamięć przez Jamesa, powiedziałeś, że Bella ,,kocha go aż za bardzo’’ – zacytowałam go. – A potem, kiedy robiła wszystko, żeby się do niej nie zbliżał, stwierdziłeś, iż ona próbuje go chronić przed swoim pechem. Uważasz, że nagle jej się odmieniło…? Bo ja nie. Na pewno powtórzyła ten numer z cyklu ,,będę chronić Edwarda przed niebezpieczeństwami, więc odciągnę je od niego’’. Tylko, że teraz wymyśliła poważniejszą intrygę, bo okłamała wszystkich, łącznie ze swoją kuzynką. Zadbała o wszystko.
Zastanawiał się nad tym przez chwile.
- Myślę, że możesz mieć rację.
- Mogę? – oburzyłam się. – Mam rację!
Zmarszczył czoło.
- Istnieje też opcja, że Bella faktycznie nie chciała aż tak się angażować i zrejterowała…
Pokręciłam głową.
- Pieprzenie. Chciała się angażować – zamilkłam na chwilę. – Edward miał rację. Muszę się spotkać ze Sheilą. Ona też dobrze ją zna i też ma wątpliwości.
- MIAŁA – poprawił mnie. - Emmett mówił, że kiedy Sheila usłyszała, że Bella nie przyjęła oświadczyn, uznała, że jej kuzynka naprawdę nie kochała Edwarda. Uwierzyła we wszystko, co napisała Bella, a potem się zmyła.
Uniosłam brwi. Ciekawe. I dziwne.
- Mimo to, i tak muszę z nią pogadać…

***
Bella

Wyjechanie z miasta i dotarcie do w miarę odludnych, zalesionych terenów zajęło mi coś koło godziny. Udało mi się za to dość szybko dorwać białego zająca. Tylko że pierwszy raz w życiu, tyle krwi mi nie wystarczyło. Wahając się cały czas, zabiłam niewielką sarnę, którą znalazłam dopiero po 25 minutach tropienia. Zwierzę miało zwichniętą, albo nawet złamaną przednią nóżkę i wlokło się daleko za stadem. Właściwie to ulżyłam jej w cierpieniach, bo ta noga sama by się nie zagoiła.
Wyssałam całą krew. I nie smakowała mi tak, jak zawsze. Zwykle jakoś szczególnie mnie nie pociągała. Dzisiaj jednak piłam chętnie, jak jakiś… Prawdziwy wampir. Czułam się z tym dziwnie, ale po tym ,,posiłku’’ poczułam się naprawdę lepiej. O wiele lepiej.
Las, w którym byłam, nie przypominał tamtego w Forks. Tu były niemal tylko drzewa iglaste… Brakowało mi tego szumu liści brzóz i dębów, spacerów z ukochanym… Brakowało mi Edwarda.
Objęłam się rękami. Zrobiło mi się nagle zimno, chociaż byłam rozgrzana po polowaniu i najedzona. Jak ja bez niego będę żyć dalej? Łudziłam się, że on jest silniejszy, że sobie poradzi. Nie pomyślałam tylko o sobie. Tęskniłam za nim potwornie, z każdą chwilą coraz mocniej. Chciałam paść mu w ramiona i powiedzieć, że go kocham i że noszę w sobie jego dziecko. Zaczęłam zastanawiać się, jak by zareagował. Chyba by się ucieszył, chociaż byłby zaszokowany. Wychował się w czasach, w których najważniejsze było tworzenie rodziny. Dla niego było to ważne, nie miałam co do tego ani cienia wątpliwości.
Wracając do miasta, myślałam tylko o nim. Jakby wyglądało nasze  życie, gdyby nie było Jamesa, Charlie by żył a ja zostałabym w Forks? Z pewnością gdybym zorientowała się, że jestem w ciąży, Edward zapytałby, czy bym za niego wyszła. Zrobiłby to nawet gdyby nie wiedział o dziecku. A ja bym się zgodziła. Z pewnością.
Położyłam dłoń na jeszcze płaskim, ale zdecydowanie twardszym niż zwykle brzuchu. Teraz nie tylko Edwarda muszę chronić przed Jamesem. Jak ja zabije tego wampira z dzieckiem przy `boku? Bo obecnie nawet nie ma co myśleć o zemście. Jestem za bardzo wyczerpana tym wszystkim, co ostatnio się zdarzyło. No i na dodatek kiepsko się ostatnio odżywiam, a to nie wróży zwycięstwa w walce.
Może więc znowu wyjechać, żeby zmylić Jamesa? I nawet wiem gdzie. Planowałam ostatnio rozsypać prochy Charliego na grobie mamy. A jest ona pochowana w Skandynawii…
***
Następnego dnia leciałam do Europy. Tym razem nie wymiotowałam po ludzkim jedzeniu, co oznacza, że krew mi (nam) pomogła.
Odnalazłam grób mamy. Ulokowaliśmy go obok chatki na odludziu, gdzie mieszkaliśmy wiele lat temu. Wyjęłam z plecaka szkatułę z prochami, a potem urządziłam ojcu pogrzeb.
Długo patrzyłam na grób. Było mi potwornie smutno, ale jednocześnie poczułam się lepiej. Sprawiłam, że moi rodzice znowu byli blisko siebie. Przynajmniej oni mieli obok ukochaną osobę…

***
Alice

Niecierpliwie chodziłam wzdłuż granicy z wilkołakami. Zdołałam zadzwonić do Sheili (kiedy Edward nie patrzył, podjumałam mu komórkę i spisałam numer telefonu do kuzynki Belli) i umówić się tutaj. Była zdziwiona, ale nie protestowała. Wystarczyło, że powiedziałam, iż chodzi o Bellę.
W końcu dziewczyna wyłoniła się zza drzew. Przystanęłam i poczekałam na nią spokojnie. Gdyby nie to, że miała ciemniejszą karnację a także włosy i oczy bardziej czarne niż brązowe, mogłaby uchodzić niemal za siostrę bliźniaczkę Belli.
- Cześć – odezwałam się pierwsza.
Skinęła jedynie głową.
- Mhm. Do rzeczy. Co kombinujesz?
Wzięłam głęboki oddech, chociaż wcale nie potrzebowałam tlenu.
- Uważam, że Bella uknuła cały ten plan, żeby James przypadkiem nie zabił Edwarda, tak jak zabił Charliego… Odcięła się od nas, żeby ten wampir sądził, że ma nas już gdzieś i zostawił naszą rodzinę w spokoju. Tylko, że mój brat za bardzo w to uwierzył, co mnie niepokoi.
- Z pewnością. Ale… - zawahała się. - Odrzuciła jego zaręczyny…
- Co było jej pierwszą kroplą w morzu tej idiotycznej intrygi.
Zmarszczyła brwi.
- Możliwe... Ech, Edward tak bardzo uwierzył w to wszystko, że i ja się przekonałam.
- A teraz co myślisz?
- Znowu myślę tak samo, jak ty. Masz rację – przyznała niechętnie.
Klasnęłam w dłonie.
- Świetnie. Skoro się zgadzamy, to obie pewnie wiemy, że oni niepotrzebnie cierpią. Zwłaszcza ta twoja szurnięta kuzynka.
Kiwnęła głową.
- Tia…
- Więc musisz mi pomóc, Sheila. Trzeba coś zrobić…

***
Bella

Wróciłam do Fort Alabany po prawie trzech dniach. Byłam zmęczona podróżą, lecz przynajmniej syta, bo polowałam sporo w Europie.
Zjadłam późny obiad w swoim wynajętym mieszkanku, a potem postanowiłam przejść się jeszcze po niewielkim parku obok biblioteki miejskiej.
Zatopiona w myślach nawet nie zauważyłam, że w okolicy jest wampir. Zastanawianie się, ,,co by było, gdyby…’’ dziwnie mnie zajęło. Wyobrażałam sobie nagle roześmianego Edwarda, bawiącego się z naszym dzieckiem. Spojrzałby na mnie czule, gdyby mnie zobaczył i powiedziałby…
- Bella?
Zamarłam w pół kroku. Ten głos, dźwięczny i piękny, bez wątpienia należał do kobiety i dochodził zza moich pleców. W tym samym momencie poczułam zapach wampirzycy.
Cholera. Znam ten zapach. I głos.
Zawahałam się tylko na pół sekundy, po czym ruszyłam przed siebie, jak gdyby nigdy nic. Ale wampirzyca upewniła się, że to ja. W ludzkim tempie zabiegła mi drogę. Odsunęłam się o krok z obojętną twarzą.
- Kate. Cóż za niespodzianka – rzuciłam neutralnie. – Co robisz w Fort Alabanie?
Piękna blondynka z Denalii uśmiechnęła się szeroko. Jej ciemnozłote oczy świeciły się radośnie.
- Ach, tak sobie podróżuję… Badam legendy o wampirach w Kanadzie i rozkoszuję się ciszą i spokojem – zachichotała. - A ciebie co tu sprowadza? Są tu Cullenowie?
Patrzyłam się przez chwilę na nią z napięciem, a potem pokręciłam głową. Lubiłam Kate, ale to źle, że spotkałam ją tutaj. Bardzo źle. Będę musiała się wyprowadzić! I to jeszcze dziś! Bo przecież to więcej niż pewne, że powie Cullenom, gdzie jestem! Zakład, że Alice wtedy zrobi wszystko, żeby mnie znaleźć?
- Nie? – zdziwiła się szczerze. Zmarszczyła brwi, przekrzywiła głowę i przyjrzała mi się dokładnie. –Bello, boli cię brzuch?
Nagle uświadomiłam sobie, że w obronnym geście trzymałam dłonie na brzuchu. Powoli opuściłam je swobodnie wzdłuż ciała. Czemu tak dziwnie się zachowałam? Przecież Kate nie stanowi dla mnie zagrożenia. Nie skrzywdzi mojego dziecka…
- N-nie - zerknęłam znowu na Kate. Cała wesołość zniknęła z jej twarzy. Przyglądała mi się z osłupieniem, a nawet z odrazą.
- O matko i córko! – zawołała gniewnie. - Zdradziłaś go? I pewnie uciekłaś, bo ci jest wstyd, że zaszłaś w ciążę? Jak mogłaś mu to zrobić!
Zmrużyłam oczy. No pięknie. Kate domyśliła się, że jestem w ciąży. I wyciągnęła pochopne wnioski. Powinnam utwierdzić ją w przekonaniu, że zdradziłam, ale nie potrafiłam… Czy naprawdę ona uważa, że mogłabym choćby zerknąć na innego faceta?! Nim pomyślałam, zaczęłam się bronić.
- Naprawdę sądzisz, że bym go zdradziła? – zapytałam lodowato. – Jakim prawem mnie o to oskarżasz?
Kate zgłupiała jeszcze bardziej.
- To… Czemu tu jesteś sama? I jakim cudem jesteś w ciąży? Bo… jesteś? – zapytała niepewnie.
- Wygląda na to, że tak – oświadczyłam hardo. – I rzeczywiście stał się cud, że jestem w ciąży – dodałam ciszej. Przymknęłam na chwilkę oczy i przeczesałam włosy palcami. - Kate, nie chcę, żebyś powiedziała KOMUKOLWIEK, że tu jestem.
- Dlaczego? Nie rozumiem, o co ci chodzi! – zmarszczyła czoło. – Bello, proszę, wytłumacz mi, co się dzieje?
Pokręciłam głową.
- Nie mogę. To długa historia.
- Ale nic nie rozumiem! Jesteś w ciąży z Edwardem?!
Opuściłam głowę i kiwnęłam nią raz.
- Jak? – szepnęła. Kątem oka zauważyłam, że ma otwarte szeroko oczy i usta. Wyglądała komicznie.
- No wiesz, po pewnym czasie chodzenia ze sobą, między kobietą a mężczyzną dochodzi do specyficznego zbliżenia – mruknęłam z ironią.
- No… Ech, no tak, ale przecież…  Tacy jak ja, jak on… My nie możemy mieć dzieci.
- Może tylko wampirzyce? – szepnęłam unosząc głowę.
Przegryzła dolną wargę.
- Kto wie? Nieważne. Ale… Dlaczego ich tu nie ma?
- Bo odeszłam od Edwarda, Kate.
- Jak to: odeszłaś?!
- Tak to – znowu zaczęłam unikać jej spojrzenia. – Tak się składa, że już… Już go… nie kocham – powiedziałam z trudem.
Kate wyprostowała się jak struna. Z jej twarzy zniknęło zdziwienie. Pojawiło się niedowierzanie.
- Bella, łżesz jak pies, widzę to po twoich oczach.
Zaczerwieniłam się. Cholera. Właśnie dlatego napisałam list do Edwarda. Nie potrafię kłamać w tej sprawie rozmawiając face to face.
- Po prostu mnie zostaw! Mówię prawdę! Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego! A dziecko niczego nie zmienia, i tak do niego nie wrócę! – krzyknęłam histerycznie, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam energicznie przed siebie.
- Ooo, nie! – warknęła za mną. – W to nie uwierzę! Coś kręcisz! – pobiegła za mną. Złapała mnie za rękę. Wykręciłam ją i wyrwałam się z jej uścisku. – Bella, stój!
Zatrzymałam się niechętnie. No nie, właśnie zaczynam znowu ryczeć! Zatrzepotałam rzęsami, żeby odgonić jakoś łzy, zbierające mi się na dolnej powiece.
- Daj mi spokój!
- Sama se daj spokój – fuknęła. – Gadaj, dlaczego uciekłaś od Edwarda? I podaj PRAWDZIWY powód.
Sama nie wiem, czy to przez ciążę, czy przez moje roztrzęsienie i samotność, ale wybuchłam płaczem. Przez chwilę osłupiała Kate nie wiedziała, co zrobić. W końcu przytuliła mnie do siebie ostrożnie.
- N-nie m-mogę-ę!
- Cii, możesz. Zaprzyjaźniłyśmy się, kiedy byłaś z Cullenami u nas na Alasce. Możesz mi powiedzieć wszystko.
- Niie-e…
Poklepała mnie po plecach, a potem pokierowała na ławkę. Usiadłyśmy na niej. W końcu uspokoiłam się trochę i przestałam chlipać. Otarłam twarz z łez.
- Jak powiesz o dziecku i o moich przekrętach komukolwiek z twojej rodziny, zwłaszcza Cullenom, to cię zabiję. I wcale nie żartuję – powiedziałam, ciągle zajmując się wycieraniem łez.
Zdziwiła się trochę, ale nie przejęła zbyt mocno tą groźbą
- W takim razie musisz mi zdradzić, dlaczego zrobiłaś jakieś przekręty – upierała się.
Pokręciłam głową.
- Nie. Musisz wiedzieć jak najmniej.
Westchnęła ciężko.
- Nie kontaktuję się z moją rodziną. Podróżuję sama.
Wzruszyłam ramionami.
- Powiedz mi chociaż, czy chcesz tu urodzić dziecko…?
- Nie wiem – odparłam zgodnie z prawdą. – Być może.
Przez długi czas obie milczałyśmy.
- Pozwól mi z tobą zostać i ci pomóc – poprosiła nagle. – Sama nie poradzisz sobie z dzieckiem. Nie obraź się, ale jesteś w totalnej rozsypce emocjonalnej. No i nie wiadomo, co za stwór się z ciebie wykluje…
Spojrzałam na nią ze wściekłością.
- No wiesz?! – warknęłam, całkiem poirytowana. - Co za tupet! Obrażać dziecko moje i Edwarda?! Chyba dawno ciężarna nie skopała ci tyłka.
Zaśmiała się krótko.
- Nie obrażam waszego bobasa – wywróciła oczami. – Po prostu… To będzie dziwny mieszaniec…
Prychnęłam ze wściekłością, chociaż właściwie miała rację.
- To jak? – zagadnęła. - Zgadzasz się, prawda? Będzie fajnie! Obiecuję, że… nauczę się robić ci pożywne ludzkie posiłki – zadeklarowała się.
Posłałam jej blady uśmiech.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, Kate – mruknęłam. Chociaż… Może jednak? Pilnowałabym jej, żeby nie zadzwoniła do nikogo i nie puściła pary z ust.
- No zgódź się – poprosiła. Złożyła dłonie jak do modlitwy.
Cóż miałam zrobić? Nie wiedziałam. Postanowiłam jednak zaufać Kate.
- Okey - westchnęłam.
Odetchnęła z ulgą.
- Ufff. Dzięki. Zobaczysz, będzie dobrze.
Zacisnęłam zęby. Oby…

***
Poszłyśmy do mojego mieszkania i zaczęłyśmy rozmawiać o jakiś błahostkach. Pytałam Kate o Tanyę i Eliota oraz resztę. Zajęta odpowiadaniem na moje pytania, do końca wieczoru nie zaczynała tematu ,,dlaczego zostawiłaś Edwarda itd’’. Jednak wiedziałam, że prędzej czy później mnie zapyta…
I stało się to prędzej niż później.
- Bello, powinnaś mi już chyba o czymś powiedzieć – zaczęła ostrożnie.
Jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach. Zbierałam przez chwilę myśli. W końcu wyprostowałam się, patrząc na nią poważnie.
- Nim zacznę, musisz mi coś obiecać.
- Mianowicie?
- Obiecaj, że cokolwiek powiem, dochowasz tajemnicy. Nie powiesz o moim planie NIKOMU.
Zawahała się.
- Słuchaj, jeżeli uznam, że ktoś może ci pomóc, to…
- O b i e c a j   m i – powiedziałam z naciskiem.
Przyglądała mi się przez chwilę.
- Dobrze. Obiecuję. Nie powiem nikomu o twojej tajemnicy ani o planie.
Zlustrowałam ją spojrzeniem. Kate zdawała się być honorową osobą. W końcu dałam za wygraną.
- Okey. Pamiętasz, jak przyjechaliście do Forks po raz pierwszy?
- Pamiętam – zmarszczyła brwi.- Jakiś koleś wymazał cię z pamięci Edwarda.
- Owszem. Zrobił to koleś, nad którym przejął kontrolę niejaki James.
Kiwnęła głową.
- To też wiem. I co to ma do rzeczy?
Wzięłam głęboki oddech.
- James chce się na mnie zemścić, bo zabiłam jego kochankę, z której było niezłe ziółko i mogła zdradzić twoją i moją rasę ludziom. Całkiem niedawno wpadłam w pułapkę zastawioną przez jego przyjaciela. Torturował mnie… Wizjami. Strasznymi wizjami. Dotyczyły moich bliskich, głównie Edwarda. I najczęściej w tych wizjach… Ginęli.
Kate zbladła.
- O tym nikt nam nie powiedział.
- Taak. Zdołałam zabić tego wampira i uciec, ale byłam wycieńczona. Edward podawał mi krew zwierzęcą i w końcu wydobrzałam. Przyjechaliście ponownie do Forks ponad 2 tygodnie później, kiedy już było wszystko w porządku.
- Owszem – Kate uśmiechnęła się, z pewnością wspominając tamte chwile. – Byliśmy tylko niecałe dwa dni. A ty nawet się z nami nie pożegnałaś…
- Bo zawsze niespodziewanie znikacie… -mruknęłam.
- Nie. Po prostu spędzałaś całe dnie ze swoim chłopakiem. Hm, ex chłopakiem…
Skrzywiłam się. Nawet nie próbowałam ukryć tego, jak bardzo mnie to boli.
- Może. W każdym razie… - przełknęłam ślinę. – Niedługo po waszym wyjeździe James jakimś cudem wyciągnął mojego ojca do lasu. A potem zabił go na moich oczach i uciekł – przymknęłam oczy i zacisnęłam jednocześnie dłonie w pięści.
Kate zaczerpnęła głośno powietrza.
- Och, Bello – szepnęła. – Tak mi przykro. Naprawdę uciekł?
Otworzyłam oczy.
- Chciałam usłyszeć ostatnie słowa Charliego. Usiłowałam nawet próbować go ratować, ale nic z tego – zamilkłam na chwilę. – Ale gdybym dorwała natychmiast tego gnoja i pomściła tatę, byłabym teraz nadal z Edwardem.
Zmarszczyła brwi.
- Nie rozumiem…
- Z pewnością - westchnęłam. -  Kiedy dochodziłam do siebie po tym zdarzeniu, zrozumiałam nagle, że James nie poprzestanie na Charliem.  Możliwe, że odkrył stertę popiołów, która została po jego kumplu i stwierdził, że czas zacząć zabijać moich bliskich w odwecie. Charlie to tylko rozgrzewka – otarłam wierzchem dłoni łzy, które wypłynęły z moich oczu. – Nie mogę pozwolić, żeby ten cholerny psychopata skrzywdził Cullenów. Nie mogłabym z tym żyć. Zwłaszcza, gdyby zabił… Edwarda. A-Albo, jakby poczekał parę miesięcy i zaczaił się na moje dziecko… - uświadomiłam sobie nagle z przerażeniem.
- A Jamesa możesz zabić tylko ty, bo masz tarczę mentalną…
- Właśnie. Postanowiłam opuścić Forks. Tylko, że Edward nigdy nie dałby mi samej wyjechać. A jeśli zniknęłabym nagle bez słowa, to zacząłby mnie szukać- pokręciłam głową. – Musiałam zrobić coś, żeby i Cullenowie i James sądzili, że nie zależy mi na Edwardzie. Może i łudzę się głupią nadzieją, ale całkiem prawdopodobne jest to, że teraz James zacznie polować na mnie, a nie na Edwarda, którego ,,nie kocham’’.
- Kurczę – jęknęła Kate i zaczęła pocierać sobie palcami czoło. – To wszystko jest potworne! Nie mogłaś dopaść Jamesa będąc jeszcze w Forks?
Pokręciłam głową.
- Znam Edwarda. Nie odstępował mnie na krok, gdy był ciągle pewny, że mi na nim zależy. Kiedy zaczęłam go unikać i zasiałam w nim ziarenko zwątpienia, to również się wycofał. Wtedy zostawiłam mu list pożegnalny i wyjechałam tutaj. Mam nadzieję, że James się skapnął.
- I co teraz? Chcesz go dopaść, nim urodzisz?
- Nie. Z dnia na dzień czuję się coraz słabiej, Kate. Dodatkowo dobija mnie świadomość, że zraniłam ukochanego. Muszę się trochę ogarnąć…
- A więc chcesz urodzić, zostawić dziecko same, dopaść Jamesa, zabić go i wrócić do Edwarda, informując go, że rodzina się powiększyła? – zapytała z ironią.
- Nie. Zaoferowałaś się, żeby mi pomóc, więc ty zaopiekujesz się dzieckiem pod moją nieobecność… A potem znowu wyjadę.
- Do Forks?
- Nie – szepnęłam i opuściłam głowę. – Lepiej będzie dla Edwarda, żebym trzymała się od niego z daleka. Po za tym, nie wiem, czy on mi wybaczy. Powiedziałam mu i napisałam straszne rzeczy…
- Wybaczy, wybaczy. Ja też go znam. Będzie udawał, że nic się nie stało, bo będzie szczęśliwy, że cię zobaczył.
- Napisałam mu, żeby o mnie zapomniał i ułożył sobie z kimś życie.
- Wariatka – skomentowała. – Żartujesz sobie, prawda?
Milczałam przez długi czas.
- Nie ważne – burknęłam. - Póki co James jeszcze żyje. Chcę się go pozbyć. Liczę więc, że nic nikomu nie wypalasz.
Skrzyżowała dłonie na piersi.
- Niech ci będzie – mruknęła. Wyczułam w jej głosie coś dziwnego. Spojrzałam w jej roziskrzone, skupione oczy. Ona coś planowała… Ale przecież mi przyrzekła, że będzie cicho.
Trudno. Nie ważne. Ostrzegałam ją wcześniej, że jeżeli komukolwiek coś powie, to poniesie tego konsekwencje…

***
Sześć tygodni później miałam już pokaźny brzuszek. Krew zwierzęcą codziennie przynosiła mi Kate, bo ja czułam się naprawdę źle. Dziecko kopało mnie coraz mocniej. Byłam zaskoczona szybkością jego/jej rozwoju. Ciąża u łowczyni trwa zazwyczaj 4 do 5 miesięcy… Moje maleństwo chyba planowało przyjść na świat co najmniej o połowę szybciej.
Było silniejsze ode mnie. Nie pokazywałam tego Kate, ale miałam siniaki na całym brzuchu, który naprawdę mnie bolał.
Mimo to czułam coraz mocniejszą więź z dzieckiem i kochałam je coraz bardziej. To przecież moje dziecko. Moje i Edwarda. I będzie cudowne, jedyne w swoim rodzaju.
Oprócz krwi pożywiałam się normalnie. A jadłam coraz więcej. Kate dla zabicia czasu pracowała w bibliotece, ale ostatnio stwierdziła, że chyba weźmie zwolnienie, albo rzuci tą robotę. Mogłam udawać ile się da, lecz wampirzyca widziała moje podkrążone oczy i zmęczoną twarz. Wiedziała, że niedługo czuję się coraz gorzej i niedługo pewnie urodzę, dlatego powinna być przy mnie cały dzień.
- Daj spokój, Kate. Jestem twarda – warknęłam, gdy mi o tym wspomniała.
- Twarda – parsknęła – Chyba uparta jak osioł. Albo jeszcze gorzej.
- Dzięki – rzuciłam ironicznie.
Tęskniłam za moim ukochanym. Miałam wrażenie, że z każdym dniem – ba, z każdą godziną – ta tęsknota się powiększała. To również zauważyła Kate i parę razy usiłowała mnie namówić na powrót do Forks, ale ja nawet nie chciałam o tym słyszeć.
Poza tymi różnicami zdań, dobrze dogadywałam się z Denalką. Gdyby nie ona… Chyba faktycznie bym sobie nie poradziła. Naprawdę dziwiło mnie, że Kate tak się o mnie troszczyła. Chociaż sądzę, że gdybym była na jej miejscu, a ona na moim, nie zostawiłabym jej samej w taki stanie.
***
Pewnego wieczoru oglądałyśmy w telewizji jakiś program o zwierzętach sawanny (w sumie Kate oglądała, bo ja czytałam książkę).
- O, zobacz! – mruknęła do mnie wampirzyca. – Wygląda zupełnie jak ty!
Zerknęłam na ekran. Bosko, hipopotamy…
- Dzięki, Kate. Naprawdę widać wyraźne podobieństwo – odparłam sarkastycznie, obserwując wielkie zwierzę, które zanurzało się w jeziorku w upalny dzień.
- Oczywiście, że widać! – zachichotała. – Brzuchasty nie mniej, jak ty.
- Och, jaka jesteś zabawna! – złapałam poduszkę i rzuciłam nią w dziewczynę. Złapała ją od niechcenia, po czym pokazała mi język.
- A jestem. Nie zaprzeczysz chyba?
Wywróciłam oczami i wstałam powoli, trzymając się za wielki brzuch.
- Coś ci przynieść? – zmarszczyła brwi Kate, zrywając się z fotela.
- Nie, poradzę sobie – poszłam wolniutko do kuchni. Dobrze, że byłam odwrócona, bo krzywiłam się przy każdym kroku. Doszłam do lodówki, ale nie było w niej nic, na co miałabym ochotę. Nachyliłam się więc do szafki…
…I krzyknęłam cicho z bólu, który zaczął promieniować z mojego brzucha. Dziecko… Kopnęło mnie znowu?
Nie. To nie to. To coś innego…
Kate pojawiła się natychmiast w kuchni. Akurat coś zaczęło ciec mi po nogach.
- Kate? – szepnęłam spokojnie. – Chyba odeszły mi wody…
Wampirzyca stała przez chwilę przerażona, patrząc na mnie z osłupieniem, a potem niespodziewanie złapała mnie ostrożnie na ręce i przeniosła na moje łóżko. Ja w tym czasie wydawałam zza zaciśniętych zębów stłumione jęki. Tak bardzo bolało… A zaraz będzie jeszcze gorzej.
- Skup się, Bello – rozkazała podenerwowana Kate. – Dasz sobie radę. Spokojnie. Przyj, dziewczyno.
Zrobiłam to, co kazała. Nadal ból rozlewał się po moim ciele, promieniując od brzucha, ale skoncentrowałam się na swoim zadaniu, co pomagało mi ignorować cierpienie. Zacisnęłam zęby.
- Oddychaj! Poradzisz sobie! – dopingowała mnie.
Tylko, że moje dziecko nie chciało czekać, aż ja spróbuję pomóc mu wyjść na świat. Poczułam, jak coś rozrywa mi ciało od środka. Rozpaczliwie zatkałam sobie usta ręką, ale i tak słychać było zza niej mrożący krew w żyłach krzyk. Cała zaczęłam nagle drżeć.
- Bella?! Co się dzieje?! Przyj, dasz radę! – Kate chyba nie wytrzymywała nerwowo, bo zachowywała się tak, jakby miała się zaraz rozpłakać. - Och, Boże. Czuję krew… - jęknęła, wybiegając z pokoju do łazienki.
Usiłowałam przeć, ale to nic nie dało. Istota w moim wnętrzu zaczęła się szarpać, a ból rozsadzał mnie coraz bardziej. Moje ciało mnie nie słuchało, dygotało w rytmie szarpnięć dziecka.
- Jezus, Maria… - Kate chyba wróciła. Jej głos był dziwnie przytłumiony. W pomieszczeniu zapachniało sosną, i to naprawdę ostro.
Czułam się ogłupiała. Miałam wrażenie, że coś rozrywa mnie na strzępy. Już nawet nie krzyczałam, bo byłam ledwo przytomna z bólu. Splunęłam krwią, która nieoczekiwanie pojawiła się w moich ustach.
- Co się dzieje?! – warknęła Kate. – Twoje dziecko cię zaraz zabije!
Kątem oka zauważyłam, że miała na sobie maskę chirurgiczną, z której wydobywał się ten mocny zapach. Pewnie założyła ją, żeby nie czuć mojej krwi i się na mnie nie rzucić.
Poczułam coś zimnego na mojej skórze. Wampirzyca usiłowała przeciąć moją skórę skalpelem. Skąd miała skalpel?
- Szlag! – odrzuciła narzędzie gdzieś za siebie. No tak… Miałam zbyt mocną skórę na ludzkie narzędzia.
Rzucana dziwnymi drgawkami wyplułam kolejną partię krwi. Miałam nadzieję, że to krew zwierzęca, którą niedawno piłam, ale równie dobrze mogła być i moja…
Kate nachyliła się w desperacji do mojego brzucha, przesuwając maskę bardziej do góry i odsłaniając usta, ale nie odkrywając nosa.
- Muszę to zrobić… Przepraszam. Wytrzymaj - powiedziała do mnie, mrugając dziwnie szybko oczami. Znowu poczułam coś zimnego na brzuchu, coś zimniejszego od skalpela. Tylko że to coś, w przeciwieństwie do metalu, przecinało moją skórę. Serce zaczęło szamotać mi się rozpaczliwie w piersi, a potem stopniowo, pomalutku zwalniało.
Otępienie, które ogarnęło mój umysł, się zmieniło. Teraz pojawił się też jakiś ciężar, który ciągnął mnie w dół. Popychał ku ciemności.
Czy ja umieram? Znowu? Ostatnio niemal zginęłam przez Laurenta, a teraz zabije mnie własne dziecko i Kate, która usiłuje je wyciągnąć, szarpiąc swoimi wampirzymi zębami mój brzuch…
Och, nie. Odejdę z tego świata, zostawiając ukochanego, który sądzi, że go nie kocham. Przecież to potworne! Tak jak to, że moje dziecko wychowa się bez matki. I jak to, że już nigdy nie zobaczę Edwarda. Nie zobaczę, jak rośnie nasze maleństwo!
Ból był niewyobrażalny. Chyba tylko dzięki niemu byłam jeszcze jako tako przytomna.
Ciepła krew lała się po mnie strumieniami. O niebiosa. Jestem pół wampirem i właśnie wykrwawiam się na śmierć.
Do moich uszu dźwięki dochodziły tak, jakbym była w wodzie. Były bardzo  niewyraźne, jednak jakoś usłyszałam płacz dziecka.
- Dziewczynka! Bello, masz córk… BELLA!
Chyba straciłam na chwilę przytomność. I moje serce się zacięło. Dziwne, że jeszcze ciągle biło.
Otworzyłam oczy. Dziecko nadal płakało, ale powoli się uspokajało.
- Có…kę? – wydusiłam z siebie. Podniosłam nieco głowę. Obok mnie leżał zakrwawiony noworodek. Dziewczynka wyczuła, że na nią patrzę. Nasze oczy się spotkały. Nasze czekoladowe oczy…
Była śliczna. Jak z obrazka. I właśnie się do mnie uśmiechnęła. Moja córeczka się do mnie uśmiechnęła!
Kto by pomyślał, że to niewinne, cudowne maleństwo ma na tyle ostre zęby, że wygryzało sobie przed chwilą drogę na świat…
Ciemność znowu wyciągała ku mnie mroczne ramiona. Nie byłam głupia, wiedziałam, że zaraz umrę. Rozpaczliwie usiłowałam jednak wydrzeć Śmierci jeszcze kilka minut mojego życia z jej zachłannych rąk.
- Renesmee – szepnęłam. Wcześniej dużo myślałam nad imionami, ale… Nie wymyśliłam żadnego. Teraz mnie olśniło.
- To imię dla niej? Ładnie. A teraz muszę przemienić cię w wampira – zniecierpliwiła się Kate. – Mam nadzieję, że mi się uda. Trzymaj kciuki, bo jadę na resztach samokontroli.
- Nie… I tak  umrę… Jad mnie za…zabije – wychrypiałam z trudem.  Tak przynajmniej twierdzili łowcy. Gdy ugryzie nas wampir, albo należy wyssać jad z rany, albo się zabić, nie czekając na śmierć w agonii. Wszyscy o mówili. Wprawdzie kiedyś zastanawiałam się, czy to jest czasem nieprawda, ale… Sprzeciwiać się całej społeczności łowców? – Kate, po…wiedz jej, że ją kocham.
- Co?! – wampirzyca odrobinę zbladła. Wyglądała dziwnie – maskę, usta i brodę umazała sobie moją krwią. Dziwię się, że miała nad sobą tyle kontroli. – Nie ważne. Muszę spróbować. Weź się w garść, trzym…
Nie słyszałam dalej nic. Jakimś cudem wyciągnęłam rękę, żeby dotknąć różowego policzka mojej ślicznej córeczki, a potem zamknęłam oczy. Straciłam pewnie połowę krwi, Renesmee mogła uszkodzić moje narządy wewnętrzne, no i jeszcze na dodatek miałam dziurę w brzuchu.
Odpłynęłam. Do innego świata. Na spotkanie Śmierci. Moje serce zaraz przestanie bić. Swoje życie przekazałam mojej córeczce.
Nie popełniaj moich błędów, skarbie.

_____________________________________________________________________________

I tak zakończył się pierwszy rozdział po przenosinach :D
W sumie… Zachwycona nim  nie jestem. Tak jakoś… Kiepsko wyszło. Trochę szybko dałam poród, bo nie chciałam tego przeciągać zbyt długo. A propos porodu, to ni cholery nie wiedziałam, jak się do tego zabrać!
Heh, ale i tak napisałam ponad 5 600 słów. Całkiem niezły wynik ^^ Jedyna pozytywna rzecz.
Jak dobrze pójdzie, to w następnej noci (albo kolejnej) będzie grubsza akcja, a potem się uspokoi.
Oczywiście pewnie znacie mnie na tyle, że być może (ale to nie jest pewne) zabiję Bellę… Bo tak się zastanawiam nad dwoma wersjami…
A zresztą. Przeczytacie, zobaczycie. Może tak Was tylko straszę? A zwłaszcza Natalię? Nie, dobra, bo znowu mi powie wredna Kapucynka, że przestanie w ogóle czytać tego gównianego bloga.
Co do szablonu… Ujdzie w tłumie, ludziska? Chyba jest taki trochę… Pusty. Chociaż i tak jest 100 razy lepszy niż tamten na wp. Nie wiem, czy dam radę zrobić coś porządnego, bo po prostu nie mam czasu. A zarazem oczywiście posiadam własną wizję, co do jego wyglądu, więc nie będę zamawiać. Taka jestem ostatnio marudna i skomplikowana…
Ta. No to żegnam Was ciepło. Podobała się nuta z ,,Szybkich i wściekłych’’? Moim zdaniem zajebista.
Papa!

PS. LUDZIE! Ja tu nie przeniosę ponad 70 rozdziałów! Czasu na to ni ma! Litości! Taki problem wejść na poprzedni adres i se przeczytać? :C

No. Baj.








piątek, 28 listopada 2014

Jeszcze nie rozdział :D


Hej! 
Przeniosłam się tu z bloga  inna-bellaswan.bloog.pl

Rozdział 78 jeszcze nie jest napisany, ale niedługo się tu pojawi :)

Przy okazji przenosin próbuję się dostać na http://katalog-opowiadan-o-wampirach.blogspot.com

Do NN! :D 

Buziaki :*