sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 79

Dżizas! Uspokójcie się, Misiaczki. Doprowadziłam kilka osób na skraj załamania nerwowego… Pisały w kółko o tym, że mam nie zabijać Belli… Haha, a ja tylko Was wkręcałam…

Zapraszam na rozdział  :)


______________________________________________________________________________


Bella

Czy ja umieram? Znowu? Ostatnio niemal zginęłam przez Laurenta, a teraz zabije mnie własne dziecko oraz Kate, która właśnie usiłuje je wyciągnąć, szarpiąc swoimi wampirzymi zębami mój brzuch…
Och, nie. Odejdę z tego świata, zostawiając ukochanego, który sądzi, że go nie kocham. Przecież to potworne! Tak jak to, że moje dziecko wychowa się bez matki. I jak to, że już nigdy nie zobaczę Edwarda. Nie zobaczę, jak rośnie nasze maleństwo!
Ból był niewyobrażalny. Chyba tylko dzięki niemu byłam jeszcze jako tako przytomna.
Ciepła krew lała się po mnie strumieniami. O niebiosa. Jestem pół wampirem i właśnie wykrwawiam się na śmierć.
Do moich uszu dźwięki dochodziły tak, jakbym była w wodzie. Były bardzo  niewyraźne, jednak jakoś usłyszałam płacz dziecka.
- Dziewczynka! Bello, masz córk… BELLA!
Chyba straciłam na chwilę przytomność. Otworzyłam oczy. Dziecko nadal płakało, ale powoli się uspokajało.
- Có…kę? – wydusiłam z siebie. Podniosłam nieco głowę. Obok mnie leżał zakrwawiony noworodek. Dziewczynka wyczuła, że na nią patrzę. Nasze oczy się spotkały. Nasze czekoladowe oczy…
Była śliczna. Jak z obrazka. I właśnie się do mnie uśmiechnęła. Moja córeczka się do mnie uśmiechnęła!
Kto by pomyślał, że to niewinne, cudowne maleństwo ma na tyle ostre zęby, że wygryzało sobie przed chwilą drogę na świat…
Ciemność znowu wyciągała ku mnie mroczne ramiona. Nie byłam głupia, wiedziałam, że zaraz umrę. Rozpaczliwie usiłowałam jednak wydrzeć Śmierci jeszcze kilka minut mojego życia z jej zachłannych rąk.
- Renesmee – szepnęłam. Wcześniej dużo myślałam nad imionami, ale… Nie wymyśliłam żadnego. Teraz mnie olśniło.
- To imię dla niej? Ładnie. A teraz muszę przemienić cię w wampira – zniecierpliwiła się Kate. – Mam nadzieję, że mi się uda. Trzymaj kciuki, bo jadę na resztach samokontroli.
- Nie… I tak  umrę… Jad mnie za…zabije – wychrypiałam z trudem.  Tak przynajmniej twierdzili łowcy. Gdy ugryzie nas wampir, albo należy wyssać jad z rany, albo się zabić, nie czekając na śmierć w agonii. Wszyscy o mówili. Wprawdzie kiedyś zastanawiałam się, czy to jest czasem nieprawda, ale… Sprzeciwiać się całej społeczności łowców? – Kate, po…wiedz jej, że ją kocham.
- Co?! – wampirzyca odrobinę zbladła. Wyglądała dziwnie – maskę, usta i brodę umazała sobie moją krwią. Dziwię się, że miała nad sobą tyle kontroli. – Nie ważne. Muszę spróbować. Weź się w garść, trzym…
Nie słyszałam dalej nic. Jakimś cudem wyciągnęłam rękę, żeby dotknąć różowego policzka mojej ślicznej córeczki, a potem zamknęłam oczy. Straciłam pewnie połowę krwi, Renesmee mogła uszkodzić moje narządy wewnętrzne, no i jeszcze na dodatek miałam dziurę w brzuchu.
Odpłynęłam. Do innego świata. Na spotkanie Śmierci. Swoje życie przekazałam mojej córeczce.
Nie popełniaj moich błędów, skarbie.
Ech. Ciekawe, czy zobaczę swoich rodziców. Przeproszę ich. Za wszystko.
Zrobiło mi się zimno. Dziwne, że jeszcze cokolwiek czułam.
Dlaczego życie jest takie do dupy? Psychopaci zabili mi rodziców, odeszłam od ukochanego, żeby go chronić przed moim pechem…A teraz umieram i zostawiam swoje dziecko na tym świecie. Mam nadzieję, że Kate się zaopiekuje Renesmee. I że zawiezie ją do Forks, do ojca mojej malutkiej dziewczynki.
Nigdy nie chciałam mieć dziecka! Dlaczego gdy niespodziwanie zostałam nim obdarowane, musiałam teraz aż tak je pokochać i umrzeć? Cholerne fatum. Moje życie było jedną wielką tragedią.
Dziwne. Czy coś mnie kłuje? W szyję? Czemu jeszcze czuję takie rzeczy?
Gorąco. Bardzo ciepło mi w głowę. A teraz to ciepło spłynęło do rąk, do klatki piersiowej i powoli dowlekło się do nóg.
JASNY GWINT! Czy płonie mi szyja?!  Co się dzieje?! Kiedy Renesmee się rodziła, cholernie mnie bolało, ale to pikuś w porównaniu z tym!
Mentalnie krzyczałam w niebogłosy. Ciemność nie przytłaczała mnie już tak bardzo. Zaczęła się cofać. Odchodziła. Ciągle jeszcze żyłam.
Niemożliwe. Kate jednak chyba mnie ugryzła. Dlaczego nie mogła mnie zabić?! Albo zostawić w spokoju?! Już prawie umarłam, a teraz będę cierpieć jeszcze parę godzin! Co najmniej!
Czułam się tak, jakby ogień płonął w moich żyłach. Zaczął potwornie palić mnie brzuch. Kate musiała zasklepić swoim jadem rany, które zrobiła usiłując wyciągnąć ze mnie moją córkę.
Głupia wampirzyca. Kiedy w końcu umrę, będę ją prześladować jako duch. I będzie miała wyrzuty sumienia, że sprawiła mi dodatkowe cierpienie na łożu śmierci!
O rany, jak  to KUREWSKO BOLI! Miałam ochotę uruchomić jakoś usta i zacząć wrzeszczeć i przeklinać. Renesmee się nie nauczy jeszcze brzydkich słów. A przynajmniej taką mam nadzieję…
Spać. Chcę spać. Chcę z powrotem ciemność, która zabierała mnie do krainy umarłych. Chcę mieć wreszcie SPOKÓJ. Wakacje od życia. Nie chcę istnieć!
Pomocy… Kate, jeśli się okaże, że jednak nie umrę, to zabiję… Ukatrupię. Albo co najmniej rozczłonkuję i poczekam, aż złożysz się do kupy, paskudna małpo. Ten widok chyba nawet by mi zrekompensował chociaż ociupinkę to, co teraz przeżywam.
Zabijcie mnie…  Chcę umrzeć szybciej! I odpłynąć w niebyt.
Cholerne wampiry. Czemu sprawiają ból konającym? Którzy i tak będą konać?
Ból nasilił się. Był  naprawdę potworny. Moje serce, popędzane jadem, biło zadziwiająco mocno.
Słyszałam niewyraźnie, że ktoś krząta się wokół mnie. Ale Renesmee już nie płakała. Moja kruszynka. Kate, zajmij się dobrze dzieckiem.
Niemal czułam, jak jad przemienia moje ludzkie komórki. W sumie zaczęłam się nagle zastanawiać, czy jednak przeżyję. Mimo bólu odczuwałam, że jestem coraz silniejsza. Wiedziałam, iż niedługo będę mogła otworzyć oczy. Może nawet wstać? Czy to oznacza, że łowcy nie mieli racji? Że jad wampirów wcale nas nie zabija? Wręcz przeciwnie! Myślę, że będę jeszcze silniejsza od przeciętnego wampira.
W moim mocniejszym niż kiedykolwiek sercu rozkwitła nadzieja. Czy jednak uda mi się zabić Jamesa i spokojnie wychować córkę? O nic więcej nie proszę! No, najchętniej wychowywałabym Renesmee razem z Edwardem, ale obiecałam sobie, że nie narażę go na fatum, które rządzi moim życiem.
Nie wiem ile czasu minęło. Może parę godzin? Może dni? W każdym razie w końcu ból zaczął się zmniejszać. Odpływał pomalutku i zostawiał mnie w spokoju.
Aż w końcu zniknął zupełnie.
Zaszokowana leżałam jeszcze chwilę w bezruchu. A potem ostrożnie otworzyłam oczy. Widziałam wyraźniej, niż kiedyś. A mój wzrok wcale nie był zły. Otworzyłam usta ze zdziwienia, przy okazji rozsmakowując się w zapachach, które również były wyrazistsze i bardziej złożone, niż to zapamiętałam. Jeszcze chwilkę temu byłam tak skupiona na bólu i rozmyślaniach, że tego nie zauważyłam.
- No, no. Tego się nie spodziewałam… - usłyszałam głos Kate. Podniosłam się na łokciu, bo ciągle leżałam na łóżku. Zauważyłam, że wampirzyca zdążyła zmienić zakrwawioną pościel.  – Masz ciągle takie same oczy!
- Ja też nie – powiedziałam cicho, oszołomiona. Ale chodziło mi o coś innego. Nadal… Istniałam! Nie umarłam! Naprawdę! To niesamowite!
Jednocześnie odkryłam, że mój głos odrobinę się zmienił. Był jeszcze bardziej aksamitny i piękny, co również mnie zdziwiło.
Popatrzyłam na Kate. Stała przy drzwiach z moją córką -  która wyglądała o wiele inaczej niż to sobie zapamiętałam - na biodrze. Obie się do mnie uśmiechały.
- Renesmee! – wydusiłam z siebie i w okamgnieniu znalazłam się przy nich. Bez ceregieli przejęłam moje dziecko od Kate. Zdziwiona wampirzyca nie zdążyła mi się przeciwstawić. – Maleńka moja… - przytuliłam cieplutką dziewczynkę do piersi i pocałowałam ją w czółko, a potem przyjrzałam się jej dokładnie. Miała krótkie, miedziane włoski, które już zaczynały się lekko kręcić. Kiedy widziałam ją ostatnio, były jakieś 8 centymetrów krótsze… Główkę i ciało nie miała aż tak pucułowate. Była szczuplejsza. Renesmee wyglądała, jak co najmniej półroczne dziecko, a nie jak noworodek. – Kate… Ile dni minęło, że  tak się zmieniła?! – zapytałam ze zdziwieniem. Dzieci łowców nie rosną tak szybko… No, ale ona jest przecież w ¾ wampirem, a nie w ½….
- Niecałe dwa. Prawie 39 godzin – odparła moja przyjaciółka. – Zadziwiająco szybko się przemieniłaś. Może dlatego, że jesteś wybrykiem natury? – uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Ta. Kate nadal myśli, że jestem jedyna w swoim rodzaju. Pardon, byłam.
Wzruszyłam ramionami.
- Niesamowite. Ja nie rosłam aż tak szybko. A przynajmniej mi się nie wydaje, żebym się zmieniała w takim tempie.
- Ale będzie nieśmiertelna, prawda?
Zerknęłam na Kate.
- Z pewnością może żyć dłużej, niż 2 000 lat.  Jest inna niż ja. Zupełnie wyjątkowa – uśmiechnęłam się do malutkiej. Odwzajemniła uśmiech i przytuliła się do mnie mocno. Chyba już rozumiała, co się do niej mówi. Przynajmniej w pewnym stopniu.
Kate zrobiła dziwną minę, co zauważyłam kontem oka.
- Z tym nie mogę się nie zgodzić…
Pogłaskałam córeczkę po miedzianych włoskach. Miały identyczny kolor, co włosy Edwarda. Zamrugałam, żeby się nie rozpłakać… Chwila, ja nie mogę płakać. Ale jednak poczułam jakąś dziwną wilgoć w oczach. Potarłam jedno oko ręką. Och. No to jednak jestem najdziwniejszym wampirem na świecie, bo mogę płakać…
Nieoczekiwanie Renesmee zmarszczyła czółko, a potem położyła mi swoją malutką łapkę na policzku.
A potem zobaczyłam siebie. Olśniewająco piękną, o wiele piękniejszą, niż dawniej. Miałam nadal czekoladowe oczy, a nie czerwone, jak nowonarodzone wampiry. I w tych oczach zebrała się wilgoć.
Najdziwniejsze było jednak to, że zobaczyłam to wszystko… z perspektywy mojej córeczki! I wyczułam bijące od niej zdziwienie, jakby przekazywała mi to uczucie razem z widokiem mojej osoby!
- No właśnie. Pokazała ci coś? – zapytała z ciekawością Kate.
- T… Tak. Mnie… - Renesmee odsunęła rączkę i dziwna wizja zniknęła. Widziałam już normalnie. – Zobaczyła, że mam łzy w oczach. I odniosłam wrażenie, że chciała wiedzieć, dlaczego?! – spojrzałam na blondynkę z totalnym zdumieniem.
Denalka zaczęła się śmiać.
- Ona ma dar. Pokazuje różne obrazy, uczucia, dźwięki. To niezwykłe. I uczy się z zawrotnym tempie. Zwłaszcza z telewizji…
No ładnie. Moja przyjaciółka pozwala oglądać noworodkowi telewizję? Wariatka.
Zniecierpliwiona Renesmee znowu pokazała mi to samo.
- Dlaczego płakałam? Bo przypomniałam sobie kogoś, kochanie. Kogoś, za kim tęsknię – powiedziałam cichutko do córeczki. Zdawało się, że to zrozumiała.
Kate westchnęła.
- Nie zatajaj informacji, Bella. Powiedz jej, że tęsknisz za jej ojcem.
Zmroziłam wzrokiem Kate, a potem zerknęłam na Renesmee. Bawiła się moimi włosami, wyraźnie nimi zafascynowana. Jak zwyczajne dziecko. Tylko, że nie była zwyczajnym dzieckiem…
- Ech. Ten jej dar jest dziwny… Przecież ja mam tarczę! Jak ona to zrobiła? Czy moja tarcza zniknęła? – zaczęłam się zastanawiać na głos.
Kate zgłupiała. Dotknęła mojego ramienia, a potem szybko cofnęła rękę.
- Nie. Poraziłam cię lekko, ale nic nie poczułaś, prawda? Może Renesmee potrafi przenikać twoją tarczę, bo jest twoją córką? – wzruszyła ramionami. – Nie ważne. Zajmijmy się inną kwestią. Porozmawiałyśmy sobie o niezwykłości dziecka, ale teraz musimy wyjaśnić twoją niezwykłość. Bo… nie zachowujesz się jak normalny, młody wampir… - zauważyła, przyglądając mi się uważnie.
- Z pewnością – uśmiechnęłam się szeroko. – Zdecydowanie bardziej nad sobą panuję.
- Nie czujesz się inaczej? Nie chce ci się pić?
Pokręciłam głową. Wprawdzie lekko drapało mnie w gardle… Ale jakoś mi to nie doskwierało. Miałam teraz inne rzeczy na głowie.
- Pewnie przydałoby mi się polowanie, ale kontroluję pragnienie.
- Jej – otworzyła szeroko oczy. – Jakby Carlisle cię teraz zobaczył…
Zesztywniałam.
- Nie wspominaj o nim, Kate. Daj spokój.
Zacisnęła usta. Zerknęła na Renesmee i otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła.
- Niech ci będzie – burknęła po dłuższej chwili.

***
W końcu jednak pojechałam na polowanie, kiedy spędziłam parę godzin z córeczką. Wybrałam się sama, bo nie chciałam brać ze sobą Kate i Renesmee. Musiałam przemyśleć parę spraw…
Przy okazji pobytu na odludziu, zaczęłam testować swoje nowe fizyczne umiejętności. No, nowe jak nowe. Byłam po prostu o wiele silniejsza, szybsza i ogólnie miałam niewiarygodnie wyczulone zmysły. O dziwo, czułam się z tym wszystkim normalnie. Nie przejmowałam się tym, że zniknęły moje ludzkie cechy. Wydawało mi się, że przemiana wiele mnie nie zmieniła. Byłam tylko trochę inna fizycznie.
Cieszyłam się jednak, że stałam się mocniejsza. Łatwiej pokonam Jamesa. Może jednak przemiana w 100 procentowego wampira to prezent od losu? Żebym mogła spokojnie ułożyć sobie życie?
Szkoda tylko, że nie uratowałam Charliego. Chyba, że ta śmierć była mu pisana. Cierpiał przez ostatnie lata, wiedziałam to. W prawdzie kręcił trochę z Sue… Ale to nie była moja matka. Sue nie zastąpiłaby mu nigdy Renee, tak jak nikt nie zastąpi mi Edwarda. Taka jest prawda.
No dobra, zostawmy to gdybanie w spokoju. Co teraz? Urodziłam. Jestem silna. Kate chroni moje dziecko. Czy nie powinnam czasem zacząć szukać Jamesa…? Nie byłam jeszcze do tego przekonana. Może poczekam trochę?
Dobrze by się było również przenieść. Stałam się inna, no i niesamowicie szybko urodziłam niemowlę, które w dwa dni z noworodka ewoluowało do wielkości pół rocznego dziecka… A umysłowo rozwinięte było na pewno o wiele bardziej. Pani Marie, u której wynajmowałam mieszkanie, chyba już teraz była zadziwiona tym, co się dzieje… A jeśli zacznie coś podejrzewać?
Nie. Nie mogę do tego dopuścić. Jeszcze jacyś łowcy trafią na mój ślad… Należy wynieść się do jakiegoś spokojnego miejsca, typu opuszczona chata w mało uczęszczanej okolicy, może nawet w lesie.
- Pakuj manatki. Spadamy stąd – powiedziałam do Kate, gdy tylko wkroczyłam do mieszkania. Wampirzyca wraz z Renesmee siedziała na podłodze i patrzyła, jak moja córeczka rysuje jakieś bohomazy na kartce papieru. – E… Kate, czy to twoja szminka?!
Renesmee uśmiechnęła się do mnie i pomachała łapką, w której trzymała kosmetyk. Kucnęłam obok małej i cmoknęłam ją w czółko.
- Aha – blondynka uniosła wzrok. – Nie mamy przecież kredek. A dziecko chciało rysować.
- Kupię później – mruknęłam z roztargnieniem. – Słoneczko, oddaj cioci Kate jej jakże śliczną szminkę, bo musimy spakować swoje rzeczy.
Renesmee przyłożyła mi wolną rączkę do twarzy. Nie rozumiała, o co chodzi z tym pakowaniem.
- Przeniesiemy się w jakieś fajniejsze miejsce – wyjaśniłam. - Najlepiej jak najbliżej lasu, żebyśmy mogły się w nim wyszaleć. Dlatego musimy zabrać stąd swoje ciuszki i różne takie.
Pokiwała głową, ale ciągle nie zabrała łapki. Wyczułam, że jest zaciekawiona, gdzie się wybieramy i jaki będzie ten las.
- Bells? – odezwała się Kate. – Czemu nagle stwierdziłaś, że musimy się przenieść?
Zerknęłam na nią.
- Daj spokój. Urodziłam dziecko w niecałe dwa miesiące. Dziecko, które zmienia się z dnia na dzień. Myślisz, że pani Marie się nie skapnie? Albo inni ludzie?
- Fakt – westchnęła. – Gdzie się wybieramy?
- Wymyśli się w drodze…
Kate wyraźnie się ożywiła.
- Może pojedziemy do mnie, na Alaskę??? Proszę!
- W y k l u c z o n e! – warknęłam. Wstałam z podłogi, przytulając małą do piersi. Wtuliła się we mnie ufnie. Mój mały szkrabek, pomyślałam z rozczuleniem, lecz zaraz potem przypomniałam sobie o pomyśle Kate. Wampiryzm jednak sprawiał, że szybko się skupiałam na innych rzeczach. – Z dala od Forks i Alaski, rozumiesz?!
Wygięła usta w podkówkę.
- Niech ci będzie – również wstała z podłogi. Renesmee grzecznie wyciągnęła rączkę i podała jej szminkę. – Dziękuję, Pysiaczku.
- Pysiaczku? – uniosłam brwi.
- Ty nazywasz ją słoneczkiem, to ja, ciocia Kate, mogę nazywać ją Pysiaczkiem – wypięła mi język.
- Zamknij buziolka, Pysiaczku, bo uczysz moje Słoneczko brzydkich gestów – wyszczerzyłam zęby i poszłam do mojego pokoju, żeby się spakować. Posadziłam córeczkę na łóżku, a ona z zainteresowaniem śledziła wzrokiem moje poczynania.
Kate stanęła w drzwiach z torbą na ramieniu.
- Gotowa. Ciuchy Renesmee też spakować?
Zerknęłam na parę dziecięcych ubrań, które zdążyłyśmy kupić przed narodzinami mojej kruszynki.
- Taak. Chociaż te za małe trzeba już gdzieś wyrzucić – westchnęłam.
- Też tak myślę.
Uwinęłyśmy się w cztery minutki. Założyłam szybko bluzę z kapturem i inne jeansy, a małą przebrałam w letnią kurteczkę i błękitną sukieneczkę, po czym wyszłyśmy z mieszkania. Kate poszła zapłacić staruszce za wynajem i oddać klucze. Ja tym czasem pospiesznie opuściłam kamienicę.
Dwie godziny drogi z Fort Alabany znalazłyśmy opuszczoną chatę ze stodołą, na skraju lasu. Zdaje się, że małżeństwo, które – jak się dowiedziałyśmy – w niej mieszkało, zmarło ze starości, nie pozostawiając po sobie dzieci. Uznałyśmy, że nikt się nie zorientuje, jeśli zamieszkamy tam na parę miesięcy.
Renesmee cieszyła się jak gwizdek, bo codziennie chodziłyśmy do lasu z nią na barana i bawiłyśmy się. Z zadowoleniem jednak zauważyłam, że mała woli zdecydowanie bardziej spędzać czas ze mną, chociaż lubiła Kate. Może dlatego, że ta blond wariatka kupiła mojemu dziecku laptopa i bezprzewodowy internet, bo ja nie chciałam dawać Renesmee swojego sprzętu, żeby nie uczyć jej głupot od małego? Myślę, że to by było to. Kate dawała jej wszystko, co tylko mogła, a moja spryciara zawsze to wykorzystywała, bo ja, chociaż kochałam ją niezmiernie, nie dawałam sobie włazić na głowę.
Dni mijały, a moja córka uczyła się coraz więcej i była coraz mądrzejsza. Zmieniała się też fizycznie w niewiarygodnym tempie, ale na szczęście po dwóch tygodniach wszystko zaczęło zwalniać.
Jakimś cudem zapomniałam o Jamesie. Zajmowałam się tylko moim dzieckiem. I właściwie byłam… Nawet szczęśliwa. Ale nie do końca, bo do całkowitego szczęścia brakowała mi jedna osoba…
Mimo, że śmiałam się przy Renesmee i starałam się nie pokazywać przy niej smutku, dziewczynka parę razy przyłapała mnie na płakaniu w koncie, kiedy sądziłam, że mała śpi (a sypiała, choć niewiele jak na dziecko, bo najwyżej 8 godzin dziennie).  Zawsze wtedy, przy pomocy swojego daru, usiłowała się dowiedzieć, czemu płaczę. Starałam się odpowiadać, że to tylko jakaś błahostka, ale z dwa razy wyrwało mi się, że tęsknię za jej tatusiem. Oczywiście prowadziło to do tego, że się o niego pytała. Zastanawiało ją też to, iż nie ma go przy nas…
- Nessa potrzebuje Edwarda. Musi mieć ojca, ona bardzo chce, żeby jej rodzina była w komplecie! – warczała do mnie co jakiś czas Kate. – Jest bardzo podobna do ciebie, chce zawsze postawić na swoim, chociaż jeszcze nawet nie mówi!
Oczywiście miałam gdzieś jej gadanie. To mój wybór, co zrobię.
Nessa… Kate wymyśliła to zdrobnienie, bo stwierdziła, że do dziecka nie można ciągle mówić pełnym imieniem. W sumie nie miałam nic przeciwko ,,Nessie’’. Ale ,,Renesmee’’ było bardziej oryginalne.
Pewnego wieczora stwierdziłam, że jednak zamorduję Kate. Bo przegięła dziewczyna, zupełnie przegięła… Zaczęło się od tego, że kiedy kładłam Renesmee spać, mała wyciągnęła znienacka prostokątną kartkę papieru i przytuliła ją do piersi, co zauważyłam wychodząc z pokoju.. Dziwne było to, że znalazło się to w jej rączce akurat wtedy, kiedy sądziła, że nie ma mnie już w pomieszczeniu. Zaciekawiło mnie to, więc poczekałam, aż twardo zaśnie i ostrożnie wyjęłam śliski papier z jej uścisku.
A potem aż usiadłam z wrażenia na podłodze i zatkałam ręką usta, żeby się nie rozszlochać. Moje dziecko tuliło przed chwilą do piersi zdjęcie, przedstawiające mnie i Edwarda. Siedziałam mu na kolanach, obejmowałam go za szyję i uśmiechałam się jak głupia. On również. I wyglądaliśmy na dwójkę najszczęśliwszych ludzi pod słońcem.
Kiedy się już ogarnęłam poszłam do Kate i (szeptem, ale groźnym) ją opieprzyłam:
- Odbiło ci?! Skąd to masz?! – rzuciłam w nią zdjęciem.
Ledwo na nie spojrzała.
- Z twoich spodni – wzruszyła ramionami.
Spodni? No tak. Kiedyś włożyłam chyba to zdjęcie do kieszeni i zapomniałam o tym… A potem przypadkiem spakowałam ten cholerny ciuch z zawartością…
- Grzebiesz w moich rzeczach?! – ledwo co powstrzymałam się, żeby nie podnieść głosu.
- Pozwoliłaś mi pożyczyć te spodnie! – usprawiedliwiła się. – A potem znalazłam tą fotkę przy Renesmee… Musiałam jej wyjaśnić, kim jest mężczyzna, przy którym naprawdę byłaś szczęśliwa. Wiesz, jaka jest twoja latorośl… – zrobiła niewinną minę.
Zazgrzytałam zębami. Taak, wiedziałam doskonale. Z wyglądu bardziej jest podobna do mojego ukochanego, ale upór i parę innych cech charakteru ma po mnie…
- Przestań utrudniać mi życie, Kate, bo pewnego dnia znikniemy i nawet się nie zorientujesz – zagroziłam jej. A wiedziałam, że wampirzyca uwielbia moją córkę i nie chce się z nią rozstać.
W istocie, aż odjęło jej mowę. Wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi, przestraszonymi oczami. Odwzajemniłam spojrzenie, a potem odwróciłam się na pięcie, i wyszłam z sieni.
Łamałam się. Nie wiedziałam, co zrobić. Nie wiem, jakich głupot naopowiadała Renesmee Kate, ale najwyraźniej w zamian dziewczynka nie miała mi pisnąć o tym ani słowa.
Czy Kate ma rację i Renesmee bardzo chce poznać ojca? Z pewnością. Tylko, że boję się kilki rzeczy… Na przykład tego, czy Edward uwierzy w to, że urodziłam jego dziecko…
Wybiegłam do lasu ze zdjęciem w dłoni. Usiadłam pod jakimś starym świerkiem, jakieś 0,5 kilometra od chaty. A potem całą noc wpatrywałam się w mojego ukochanego, uwiecznionego na fotografii.
I niestety tak znalazła mnie rano Renesmee, która parę dni temu nauczyła się chodzić. Za nią podążała Kate, ale szybko się wycofała, kiedy mnie zobaczyła.
Pospiesznie otarłam mokre od łez policzki i schowałam papier do kieszeni.  Nim cokolwiek powiedziałam, dziewczynka wdrapała mi się na kolana i przyłożyła rączkę do mojego policzka.
Mamo, co się stało?
- Nic, kochanie – uśmiechnęłam się smutno.
Dlaczego zabrałaś zdjęcie twoje i taty?
Pokręciłam tylko lekko głową, patrząc gdzieś w bok.
Dlaczego nie chcesz, żebym poznała tatusia?
Aż ścisnęło mnie w gardle. Wyraźnie mi przekazała, że jej przykro, iż nie znała swojego taty. I uważała, że z jakiegoś powodu (na szczęście o powodach Kate jej nie mówiła) nie chcę być z Edwardem.
- Słonko, to nie tak… - szepnęłam.
Przecież byłaś szczęśliwa z tatą. Nigdy nie widziałam cię taką, jaka byłaś, kiedy robiono to zdjęcie. Twój uśmiech zawsze jest smutny, albo niepełny. Ciocia mówi, że to dlatego, bo nie ma w pobliżu mojego taty.
Przytuliłam córeczkę do piersi. Przymknęłam oczy, ukrywając twarz w jej włosach.
- Obiecuję, że będę bardziej wesoła. Przepraszam, Renesmee.
Przekazała mi tylko swój smutek i zawód. Nie chodziło jej o to. Marzyła, żebym była  n a p r a w d ę  szczęśliwa.  I żebyśmy byli we trójkę: ona, ja i Edward.
A tak właściwie, to czemu odeszłaś od taty?
No tak. Kate musiała jej powiedzieć, że zostawiłam Edwarda…
- To skomplikowane, Słoneczko – westchnęłam. – Proszę, skończmy już ten temat… Chodźmy do domu, co?
Niechętnie się zgodziła. Wstałam, biorąc ją na barana i ruszyłam w stronę chaty.
***
Związałam sobie włosy, patrząc poważnie na Kate.
- Pamiętaj: nie spuszczaj jej z oka. Moja dziewczynka ma być bezpieczna, rozumiesz?
- Będzie bezpieczna – przyrzekła mi. – A ty uważaj na siebie. I… jesteś pewna, że…
- Dam sobie radę – warknęłam. – Zamiast w to wątpić, lepiej trzymaj za mnie kciuki.
Posłała mi smutny uśmiech.
- Będę.
Westchnęłam. Niemal cały dzień robiłam wszystko, żeby moja córeczka zapomniała o naszej porannej rozmowie. Jednocześnie te zdecydowałam się w końcu, żeby wyruszyć na łowy. Chciałam w końcu zapolować na Jamesa.
Przeszłam do pokoiku Renesmee. Dziewczynka siedziała skulona w kłębek na fotelu, z książką w ręce i drzemała. Kiedy kucnęłam przy niej, otworzyła oczka. Uśmiechnęłam się do niej, ale ten uśmiech nie sięgał oczu.
- Renesmee, muszę wyjechać na dzień, albo dwa. Może nawet dłużej. Ale nie martw się, kochanie, będzie z tobą ciocia Kate. A ja niedługo wrócę.
Zamrugała powiekami i, tradycyjnie, położyła mi swoją malutką dłoń na policzku.
Dlaczego wyjeżdżasz? – w tym pytaniu wyczułam smutek.
- Muszę coś załatwić, słoneczko. – A raczej kogoś, pomyślałam. Nachyliłam się i pocałowałam moje dziecko w czółko, a potem wzięłam je na ręce.  – Chodź, położę cię do łóżeczka.
Zaniosłam ją do jej łóżka i przykryłam troskliwie kołdrą. Palce Ness odruchowo wpełzły pod poduszkę, w poszukiwaniu ulubionego zdjęcia. Włożyłam je w prawdzie rano do kieszeni, ale potem oddałam je córeczce.
Renesmee otworzyła oczy i popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Chyba właśnie sobie uświadomiła, że powinno go tu nie być. Znowu posłałam jej lekki, nieco wymuszony uśmiech. Przez chwilę na mnie spoglądała, marszcząc nosek, a potem wyciągnęła łapkę ku mnie. Przyłożyłam ją sobie do policzka.
Ale wrócisz najszybciej, jak się da, prawda, mamusiu?
Pokiwałam głową.
- Najszybciej, jak się da. Obiecuję.
Usatysfakcjonowana dziewczynka zamknęła wreszcie oczy. Poczekałam, aż jej oddech się unormuje, a potem wstałam i cichutko opuściłam pokój.
- Trzymaj się, Bells – rzuciła na pożegnanie Kate.
- Wy też – odparłam i wyszłam z chaty.
***
Najpierw wróciłam do Fort Alabany, a potem wybrałam się w rejony, gdzie kiedyś polowałyśmy z Kate. Stamtąd, kierując się przeczuciem, ruszyłam na południowy zachód, czyli… W stronę Forks. Jednak od miasteczka dzieliło mnie kilkaset kilometrów.
Usiłowałam myśleć tak, jak James. Na pewno po moim wyjeździe zorientował się, że lepiej pojechać za mną, żeby mnie później nie zgubić. Nie sądzę jednak, że odkrył, gdzie mieszkałam w Fort Alabnie. Miałam jednak nadzieję, że wampir kręcił się w pobliżu.
Cały czas byłam skupiona na dźwiękach i zapachach, które do mnie dochodziły, a jednak przez cały wieczór i całą noc nie znalazłam żadnego śladu… Kiedy już chciałam odpuścić i wracać, nieoczekiwanie los się do mnie uśmiechnął – wiatr przywiał zapach świeżej krwi i słodką wampirzą woń. Ktoś w okolicy się posilał. I zdawało mi się, że był to właśnie James.
Wyprostowałam się jak struna i popędziłam w kierunku źródła zapachu. Oczywiście czułam pragnienie, ale łatwo je ignorowałam. Byłam najedzona, poza tym miałam swój cel… I kiedyś byłam łowcą. Wiem, jak się kontrolować, no i mam mnóstwo samozaparcia.
Znajdowałam na mało zaludnionych terenach. W okolicy były jedynie farmy i rozległe pola, oraz gdzieniegdzie niewielkie połacie lasu. Zapach krwi dochodził właśnie z jednego z większych zagajników.
Ciuchutko – ciszej od powiewu wiatru – zaczęłam się skradać, gotując się w każdej chwili na atak. Lekko wywróciło mnie z równowagi to, że nie bije mi serce, oraz że nie czuję adrenaliny. Było jedynie podekscytowanie faktem, że niedługo pomszczę mojego ojca.
James stał między młodymi drzewami. Niedaleko leżało truchło opróżnionej z krwi kobiety, na mój gust farmerki. Skrzywiłam się z odrazą, natomiast on się uśmiechał.
- To mój szczęśliwy dzień – zaśmiał się okrutnie. – Najadłem się do syta, a teraz w końcu spotykam c i e b i e… Długo czekałem na ten moment.
- Uwierz, że ja też – warknęłam. – Czekałam od czasu, gdy wbiłeś nóż w plecy mojego ojca, pijawko.
Przekrzywił głowę.
- Dziwnie wyglądasz – powiedział, jakby mnie nie słyszał. -  Inaczej. Niby jak wampirzyca, ale… Inne oczy. Takie… Ludzkie – prychnął, zerkając z ukosa na leżącego nieopodal trupa.
- Ludzkie, nie ludzkie… Możesz sobie pleść trzy po trzy, ale i tak cię zabiję.
- Tak? – zdziwił się żywo. – Toć to doprawdy ciekawe, bo to ja zabiję ciebie.
Uśmiechnęłam się pod nosem, stając w pozycji do walki – prawą nogę cofnęłam do tyłu i wyciągnęłam bardziej lewą pięść w stronę wampira.
- Ale może najpierw powyjaśniajmy sobie pewne rzeczy – zaproponował, z rozbawieniem przyglądając się moim poczynaniom. – Lubię odpowiadać sobie na trawiące mnie pytania. I sądzę, że ty też.
Uniosłam brew. Właściwie…? Miał rację.
- Może.
- Taaaak – potarł w zamyśleniu brodę. Przeniósł ciężar swojego ciała z jednej nogi na drugą. – Powinienem zacząć od początku… Kiedy znalazłem szczątki Victorii… Postanowiłem bezzwłocznie zabić tego, kto to zrobił – uśmiechnął się do mnie wrednie. Biedny krwiopijca był pewien, że po opowieści zamieni mnie w kupkę popiołu… Ha! Powodzenia. – Wyczułem twój zapach i zacząłem cię szukać. W tym czasie wyjechałaś z Vancouver, przez co na długo zgubiłem trop – zmarszczył gniewnie brwi. – Ale i tak cię znalazłem. Postanowiłem przemienić Thomasa, instruktora sztuk walki. Kazałem mu cię poturbować… Lecz zabiłaś i jego.
- Oczywiście. Kiepski był ten twój Thomas – spojrzałam na niego z wyższością.
Odsłonił zęby i warknął.
- Miałaś po prostu szczęście, frajerko. Laurent stwierdził, że potrzeba więcej nowonarodzonych. Zaczął tworzyć małą armię. Uznałem to za dobry pomysł, bo w pewnym momencie zorientowałem się, że trzymasz się z całą rodziną wampirów. A szczególnie z tym rudym. Był ci bliski, prawda?
Nie skomentowałam. Czekałam na ciąg dalszy.
- Kiedy ty i twoi kumple pozbyliście się nowonarodzonych Laurenta, ja odnalazłem starego znajomego. Zwą go Panem Pamięci.
Zesztywniałam.
- Wiesz, to było całkiem zabawne, kiedy twój chłopak walczył z moim darem – James przyglądał mi się uważnie, z rozbawieniem w swoich obrzydliwych, krwistoczerwonych oczach. – Lecz ja zawsze wygrywam. Sprawiłem, że potulnie słuchał każdego mojego rozkazu. Zastanawiałem się nawet, czy nie kazać mu cię zabić… Tylko, że ja to wolę zrobić.
O mało co nie zaczęłam trzęść się z gniewu. Chęć mordu wzbierała we mnie coraz bardziej.
- Dlaczego zablokowaliście mu wspomnienia związane ze mną? – syknęłam.
Kpiarski uśmieszek spełzł z twarzy wampira.
- Kiedy spotkałem Victorię, bolało mnie to, że mnie nie kocha. Robiłem wszystko, żeby to zmienić. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, iż wpływam na jej umysł… Poniekąd dzięki niej odkryłem swój dar – odwrócił wzrok. – Ale nie zachowywała się, jak ona. Była… Jak robot. Z biegiem czasu coraz bardziej, bo coraz bardziej ją pragnąłem i mój dar stawał się coraz mocniejszy.
No ładnie… Ten idiota zaczarował nawet swoją głupią laskę!
- Udało mi się wyłączyć ją spod mojego wpływu. Już nie była jak robot, nie robiła tego, czego się spodziewałem… I mnie nie kochała. Bo po prostu mnie nie pamiętała. Chyba odebrałem jej nawet cząstkę siebie, po przez pewien czas bała się podjąć nawet tak błahą decyzję, czy iść na polowanie…
- Gratulacje – parsknęłam. – A co ma to wspólnego ze mną?
Spojrzał na mnie z nienawiścią.
- Odebrałaś mi ją. Chciałem więc, żebyś cierpiała tak, jak ja cierpiałem. Zranił cię twój rudy wampir, prawda? Nie było miło, kiedy cię nie poznał, czyż nie?
Zachowałam pokerową twarz.
- Nie musisz odpowiadać, bo wiem, jakie to potworne – zacisnął zęby, a potem zmarszczył czoło. – Ale ty go chyba nigdy nie kochałaś. Odeszłaś od niego. A może to przez depresję po stracie ojca? – znowu się przemienił w roześmianego psychopatę.
Zawarczałam gardłowo, gotując się do skoku na wampira. Już dość. Dłużej nie wytrzymam. Czas na pojedynek.
- Taaak, to cię pewnie dotknęło. Nie mogłem się powstrzymać, kiedy zobaczyłem go samego. Wywabiłem go z domu i trochę poturbowałem… A potem poczekałem na ciebie i twojego kochasia. Ciesz się, że nie przejąłem nad nim kontroli, bo miałem na to ogromną ochotę…
Zbliżyłam się o parę kroków, lecz cofnął się błyskawicznie. Zacmokał z dezaprobatą.
- Nie tak szybko… Mam dwa pytanka. Pierwsze: czemu mój dar na ciebie nie działa? Drugie: gdzie zniknęłaś na tyle tygodni i dlaczego nagle mnie odszukałaś?
Zaśmiałam się złowrogo.
- Ja też mam dar, James. Powstrzymanie twoich umiejętności to dla mnie pikuś. Zwłaszcza teraz, bo przez te tygodnie miałam kilka przygód i przemieniłam się w wampira, co mnie wzmocniło.
Zdziwiłam go.
- Jesteś nowonarodzoną? Ale te oczy…
- Tak, jestem nowonarodzoną i mam ludzkie oczy. A także nieprzeciętną siłę połączoną z umiejętnościami walki – oświadczyłam hardo.
- Skromniutka – skomentował James. – Ciekawe, jak twój ojciec i chłopak z tobą wytrzymywali. Jesteś taka… zarozumiała. Myślisz, że mnie pokonasz? – zaszydził. - Poradzę sobie z twoim darem, który cię ochrania. A potem przejmę nad tobą kontrolę i każę ci zabić twojego rudego chłoptasia, po czym pozwolę ci świadomie obejrzeć swoje dzieło…
Zacisnęłam pięści mocniej.
- ZAMKNIJ SIĘ! – usiłowałam być opanowana, ale nie wytrzymałam. James chciał, żebym się na niego rzuciła. A ja to zrobiłam.
Nie spodziewał się jednak, że rozpędzę się tak szybko. Skoczyłam na niego z impetem, gdyż zbyt ślamazarnie odsunął się na bok.
Padliśmy na ziemię. James otrząsnął się i odturlał. Błyskawicznie wstałam z ziemi i posłałam mu cios w szczękę, kiedy i on stanął na nogach. Jęknął i rozpaczliwie zasłonił się rękami. Otworzył oczy, w których widać było czystą furię.
Nieoczekiwanie poczułam, że usiłuje zaatakować mój umysł swoim darem. Zaśmiałam się z pogardą. Moja tarcza była teraz dwa razy silniejsza. Gdyby Laurent dorwał mnie teraz, nie udałoby mu się jej przełamać. A co dopiero James!
Na twarzy wampira pojawił się niepokój. Po raz pierwszy widziałam go w takim stanie! Najwyraźniej sądził, że uda mu się przejąć nade mną kontrolę i tak mnie zwyciężyć.
- Co, boisz się? Ojojoj, biedny wampirek nie ma nade mną kontroli… - zakpiłam, trzymając gardę i czekając na jego ruch.
- Kto by się bał małej, wrednej suki – warknął. Skoczył w moją stronę i zaatakował mnie z zadziwiającą siłą. W ostatniej chwili dałam susa na bok i kopnęłam go w biodro. Upadł na jedno kolano ze stęknięciem. Uderzyłam go w głowę. Nie, nie zamierzałam jej odrywać jeszcze od tułowia. Chciałam zadać mu trochę bólu.
Odturlał się i wstał, usiłując dalej się bronić. Ale ja byłam już przy nim. Lewą ręką odsunęłam jego łapy i wymierzyłam mu cios prosto w zęby, aż zadzwoniło. Widowiskowo poleciał do tyłu, uderzając tyłem głowy w drzewo i łamiąc je. Warknął ze wściekłością i odsunął się, żeby nie runęło na niego. Ja również usunęłam się na bok, nie spuszczając Jamesa z oczu.
Wstał powoli z ziemi i poruszał głową na boki, rozciągając sobie szyję. Zaczęliśmy krążyć wokół siebie, czekając na atak przeciwnika.
Pierwszy zniecierpliwił się James. Z odsłoniętymi zębami skoczył w kierunku mojego gardła. Trzasnęłam go znowu w twarz. Złapał mnie za rękę, warcząc groźnie. Wykręciłam dłoń, łapiąc go za nadgarstek i szarpiąc w bok. Złapałam go za ramię i rzuciłam na ziemię, a potem mocno pociągnęłam ramię wampira. Oderwało się od reszty jego ciała ze zgrzytem, przy wtórze jego wrzasków. Odrzuciłam pospiesznie wijącą się kończynę. James w tym czasie odczołgał się szybko i odwrócił.
Wiatr rozwiał mi włosy upięte w wysoki koński ogon. Stanęłam naprzeciwko wampira, patrząc na niego nienawistnie.
- Już nie jesteś taki pewny siebie, co? – prychnęłam.
Nie powiedział nic, ale jego zlękniony wzrok mówił sam za siebie.
Nieoczekiwanie zerwał się z miejsca i zaczął uciekać. Dogoniłam go błyskawicznie, śmiejąc się z jego naiwności. Jestem nowonarodzonym wampirem, na dodatek silniejszym i szybszym, niż zwykli przedstawiciele tego gatunku. Dorosły wampir taki jak on nie może się ze mną równać.
Złapałam go za łokieć ręki, która jeszcze się ostała i zatrzymałam go. James zaczął wrzeszczeć z bólu i wyrywać się, bo zademonstrowałam swoją siłę zgniatając jego nieśmiertelne ciało.
Pastwiłam się nad nim długo, odrywając od niego kawałki ciała. Właściwie to w głębi duszy sama byłam przerażona swoim okrucieństwem. Ale z drugiej strony James wyrządził mnie i moim najbliższym tyle krzywd, że zupełnie mu się należało.
W końcu, z poczuciem triumfu, rozpaliłam ognisko, złożone z drgających jeszcze szczątków wampira.
Zemściłam się. Zabójca mojego ojca i mój dręczyciel nie żyje. Moja córka i ukochany są chwilowo bezpieczni. Chwilowo, bo James mógł przecież zaangażować nie tylko Laurenta i Pana Pamięci w swoje chore przedsięwzięcie… Dlatego nie mogę wrócić do Edwarda. A poza tym, on już pewnie nie chce mnie znać…
Wybuchłam głośnym płaczem. Ba, z pewnością mnie nienawidzi! Uważa, że zwodziłam i oszukiwałam go przez całą naszą znajomość! I sama sprawiłam, żeby tak myślał!
Ocierając co jakiś czas łzy, zaczęłam iść w drogę powrotną. Ognisko z Jamesa już dogasało. Czas wrócić do mojej córeczki. Na pewno już się o mnie niepokoi z Kate.
Jak na zawołanie rozdzwonił się mój telefon. Błyskawicznie wyjęłam go z kieszeni i odebrałam.
- Tak, Kate? – rzuciłam zadziwiająco spokojnie.
- Bella! – wychlipała Kate. Miała przerażony głos. Otworzyłam szeroko oczy i zastygłam w bezruchu, czekając na wieść, która przyprawiłaby mnie o zawał serca, gdyby on jeszcze we mnie biło.– Och, Bello! Nie wiem co robić! To potworne, jestem idiotką! Złą, głupią idiotką!
- Kate! Przestań! Co się stało?! Coś z Renesmee?! GADAJ! – ryknęłam do słuchawki, coraz bardziej zdenerwowana.
- R-Renesmee… Renesmee zniknęła!

_______________________________________________________________________________

Da Da DAM! Tak, Nessie wyparowała! I trochę zrobi zamieszania… Ciekawe, czy przewidzicie to, co zaplanowałam…  3:D Obiecuję, że nowa nocia będzie BOSKAAAA‼!
I weście się tak nie ciskajcie, co? <cmoka z dezaprobatą> To mój blog i piszę co chcę! I mogę zabić kogoś jeszcze, jak mnie będziecie wnerwiać!
No. Jedynie Asia Dąbkowska wypowiedziała się na temat szablonu. I ktoś jeszcze twierdził, że coś nie gra w wersji mobilnej. A reszta? Ma wyrąbane, żeby mi powiedzieć, co o nim sądzi. Jak zwykle. Thx,  guys..
Taaaak, mam dziś zły humor. I jestem wredna.
Bye, bye.



13 komentarzy:

  1. Wow i to pisane z dużej litery . Po prostu szał na kółkach . Brak słów . Renesmee zniknęła . Cóż mogę powiedzieć tyle iż chce znaleźć swojego tatusia . Przynajmniej to moja hipoteza . Ale co ty tam wymyślisz to nwm (z twoją weną nic nie wiadomo , ciekawe kiedy ona eksploduje ?) . Nom i jeśli chodzi o szablon to całkiem spoko , tylko w wersji mobilnej się TROSZKĘ źle czyta , ale jeśli się powiększy literki to jest spoko . Więc się nie przejmuj . A i zaradź coś na ten humor , bo czytelników stracisz ... Taki żarcik . Czekam z WIELKĄ NIECIERPLIWOŚCIĄ na nn . Buziaczki . Papa ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boszzzz.... Straszysz mnie gorzej, niż ja Natalię, Kapucynkę wredną... Ja siem tak nie bawiem! :P

      Usuń
  2. Osz, nabrałaś mnie wredna małpo! Ja już na prawdę myślałam, że Bella zginie!
    Jezu, ale się cieszę, że Bells zabiła Jamesa! Normalnie wyobrażałam do sobie kawałek po kawałku jak Bella go rozszarpuje. Delektowałam się tym, ha ha ha :D
    Ale Nessi zniknęła, może poszła do taty? Albo Volturi się dowiedzieli? Albo Alice ją porwała by Bella wróciła? Nie wiem :( Ale nie krzywdź mojego robaczka, co?
    A swoją drogą czemu Bella żyje? Może łowcy się zmówili i zataili ten fakt przed innymi, bo wiedzieli, że takich super wampirków nie pokonają? *.* Nie wiem.
    A szablon ok. W moblinej też. Literki wcale nie są zamałe.

    Pozdrawiam,
    Annabel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozkminiłaś! Gratulacje! Łowcy wiedzieli, że po ugryzieniu przez wampira i przemienieniu się są silniejsi. Ale pragną też ludzkiej krwi. Dlatego Rada od setek lat wmawia łowcom takie bujdy XD Hahah, pokręcony świat z marzeń Pauliny :P
      Nie wypowiadam się na temat Renesmee... Dowiesz się w NN!
      Cieszę się, że szablonik pasuje :)

      Usuń
  3. Wow. Dziewczyno, lecisz z akcją! Cały czas mnie zaskakujesz i naprawdę nie mam pojęcia, czego mam się jeszcze spodziewać :d Uwielbiam to opowiadanie i nie masz pojęcia jak bardzo chcę już przeczytać kolejny rozdział. Myślę, że Renesmee będzie chciała odnaleźć ojca, ale kto to wie? Znając Ciebie, na pewno będzie ciekawie :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :*
    Marta...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz jak ty mnie wystraszyłaś ze śmiercią Belli? Wszystko dokładnie opisane i wogóle :* Szablon moim zdaniem pasyje. Dobrze się czyta na telefonie. Hmm Nie wiem co myśleć o zniknięciu Reneesme. To jest twoja historia i niech się dzieje czego zapragniesz. Najlepszy moim zdaniem jest moment gdy Bella się zmienia i wyzywa Kate.:D Humor ci się z czasem poprawi a przynajmniej mam taką nadzieję. Rozdział jest świetny i czekam na NN notke. Życzę weny..! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. WOW! Zaszalałaś dziewczyno! Rozdział powalający. Dosłownie xd nareszcie Bella uśmierciła Jamesa. I to w jaki sposób! Było brutalnie i złowieszczo xp to mi się podoba:) coś mi mówi że Nessie wyruszyla na poszukiwania taty. Czy dobrze myśle? Pisz jak najszybciej i jak najdlużej! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe ;) Tą notka skłoniłaś mnie do przeczytania poprzednich tak że zabieram się za robotę ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No i tak miało być ^^ To świetnie, że Bella przeżyła, ale znowu nie podoba mi się to, że Renesmee zniknęła... Bo ja osobiście nie mogę jakoś uwierzyć, że Nessie wyruszyła na poszukiwania ojca... Może i jest ten wariant w jakimś stopniu prawdopodobny, ale mnie on jakoś nie przekonuje.
    Muszę przyznać, że ostatnie rozdziały są takie lekkie i przyjemnie się je czyta. I sama postać Kate wprowadziła trochę pozytywnych rzeczy do opowiadania. Jej słowa nie raz doprowadziły mnie do śmiechu :D
    I dobrze, że Jamesa nie ma. Zasłużył sobie na to, za wszystko, co zrobił. Chociaż myślałam, że jak już go Bella dopadnie, to bardziej będzie go torturowała przed śmiercią, aby sobie pocierpiał trochę...
    A szablo jest świetny. Tak to wszystko dopasowałaś, że to dobrze ze sobą wygląda i dobrze się czyta.
    I czekam na nn :)
    Weny i do napisania,
    lilka24

    OdpowiedzUsuń
  8. Podoba mi się czekam na CD :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Na początku się trochę usprawiedliwie, nie skomentowałam poprzednnich rozdziałów, bo poprostu nie miałam czasu egzaminy próbne i te sprawy, ale oczywiście je przeczytałam i stwierdziłam że skomentuje ostatnio dodany rozdział. Rozdział genialny zresztą jak poprzednie i ten pomysł z ciążą świetny. Lubie taką Belle taka pewną siebie, mocną, ale niech wraca do Edwarda. Naprawde jestem ciekawa gdzie zniknęła Nessi, i reakcji Edwarda na to że ma córke jak się dowie. Czekam na nn. Całuski :*

    OdpowiedzUsuń
  10. No to się rozpisałaś ci powiem :D Ciągle narzekasz, że późno komentuję, ale ja mam naprawdę nawał nauki do diaska ;-; Nienawidzę szkoły. A z racji tego, że mamy wolne, nadrabiam czytanie i komentuję.
    Rozdział mi się podoba, jak zawsze :) Bella taka czuła, normalnie jak nie ona :D Zawsze pokazuje pazurki, a w wersji mamusi już inna :D
    Chyba wiem dokąd uciekła Renesmee. A jeśli mnie intuicja nie myli, to może być baaaardzo ciekawie :D Zobaczymy w następnym rozdziale :D Pisz go szybko Małpiaczku :*

    Pozdrawiam,
    s.w.e.e.t.n.e.s.s

    OdpowiedzUsuń
  11. ,,Dżizas! Uspokójcie się, Misiaczki. Doprowadziłam kilka osób na skraj załamania nerwowego… Pisały w kółko o tym, że mam nie zabijać Belli… Haha, a ja tylko Was wkręcałam…
    Zapraszam na rozdział :) '' Gdybym czytała od początku ,czyli siedziała na nowy rozdział nie wiem co bym zrobiła. Później tak po prostu zapraszam na rozdział. I love you!!!
    ,,- Ty nazywasz ją słoneczkiem, to ja, ciocia Kate, mogę nazywać ją Pysiaczkiem – wypięła mi język.
    - Zamknij buziolka, Pysiaczku, bo uczysz moje Słoneczko brzydkich gestów – wyszczerzyłam zęby i poszłam do mojego pokoju, żeby się spakować. Posadziłam córeczkę na łóżku, a ona z zainteresowaniem śledziła wzrokiem moje poczynania.'' Hahahahah... Piękne XD. Co jak to Nessi zniknęła ? Ty mnie coraz bardziej zadziwiasz.

    OdpowiedzUsuń