niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 86


- Mamo? – szepnęła Renesmee. – Co się dzieje?
Otarłam łzy po raz setny. Dzisiaj przeklinałam moją niezwykłość, polegającą na możliwości płakania. Kiedyś cieszyłam się z tego, bo to mnie uczłowieczało.  Ale teraz…
- Och, nic takiego. Dorośli… Dorośli czasem po prostu się kłócą – skłamałam łamiącym się głosem.
Przedarłyśmy się przez ostatnią gęstwinę. Gdzieś w pobliżu szlajały się wilkołaki. Nic dziwnego – wkroczyłyśmy już dawno na ich terytorium.
- Pogodzicie się, prawda? – Ness spojrzała na mnie swoimi wielkimi, czekoladowymi oczami.
Odwróciłam wzrok. Nie odpowiedziałam jej. Nie miałam pojęcia, co z nami będzie. Taka jest smutna prawda.
Przeszłyśmy razem przez szutrową drogę i weszłyśmy na niską werandę domu Blacków. Uniosłam dłoń by zapukać do drzwi, lecz te otworzyły się w tym samym momencie.
- Bells! – zawołała z uradowaniem Sheila, rzucając mi się na szyję.
- Sheila? – odrobinę zaskoczyło mnie to, że jest tu moja kuzynka. Sądziłam, że nadal są z Jake’m w Hiszpanii u jej rodziców. Chciałam tylko spędzić trochę czasu z Billem i pomyśleć, co dalej.
Moja kuzynka oderwała się ode mnie, by przywitać się czule z Renesmee.
- Szkrabie, jak ty szybko rośniesz! Niedługo będziesz wyższa ode mnie – kucnęła i połaskotała Nessie pod pachami, a dziewczynka rozchmurzyła się nieco i zaczęła cicho chichotać i się bronić.
- Nadal jest u was ta nomadka, o którą mieliśmy się nie martwić? -  zapytała mimochodem, nie patrząc w moją stronę. Odwróciła się dopiero, kiedy Renesmee posłała mi smutne spojrzenie.
Przymknęłam na sekundę oczy.
- Taak. Jest – przyznałam z rezygnacją. Nawet o tym nie wiedząc, zacisnęłam dłonie w pięści.
Ciemne oczy Sheili rozszerzyły się. Wstała z kucków, a potem położyła mi ręce na ramionach. W jednej chwili zupełnie spoważniała. Przyglądała mi się z niepokojem. Najwyraźniej po mojej twarzy było widać, że właśnie zawalił mi się świat.
- Bells, o co chodzi?
Odwróciłam głowę. Nie chciałam jeszcze o tym rozmawiać. Miałam ochotę zniknąć, wyparować… Co najmniej się gdzieś zaszyć. Musiałam tylko zostawić Renesmee pod opieką i…
Sheila złapała mnie za rękę i zaczęła holować w stronę plaży.
- Szkrabie, zostaniesz z wujkiem Billem, dobrze? – rzuciła do Renesmee. W tym samym momencie z mieszkania wynurzył się Billy.
- Cześć, mała – uśmiechnął się do Renesmee. Pospiesznie zmieniłam wyraz twarzy na bardziej neutralny, żeby i on nie zaczął się niepokoić. – Witaj, Bello.
- Cześć, Billy – przywitałam się. Sheila szarpnęła mnie mocno, żebym się nie ociągała. Puściła mnie po dłuższej chwili, kiedy upewniła się, że nie ucieknę, nie chcąc jej niczego wyjawić.
Paradoksalnie do mojego nastroju, pogoda była cudowna. Słońce delikatnie świeciło zza cienkiej warstwy chmur. Nie było prawie wiatru, więc morze falowało zupełnie łagodnie. Dzieciaki biegały po plaży, zachwycone aurą.
A ja czułam się tak, jakby ten dzień był końcem świata. Bo był – w końcu rozstałam się z ukochanym. Ostentacyjnie rzuciłam w niego pierścionkiem zaręczynowym.
Usiadłyśmy na wilgotnym piasku w bardziej zacisznym miejscu. Od razu wbiłam wzrok w ziemię, unikając spojrzenia Sheili.
- Gdzie jest Jacob? – zapytałam od niechcenia.
- Patroluje z chłopakami teren. Miał wakacje, a teraz czas do pracy. Sam od razu wysłał go do lasu, jak tylko wróciliśmy.
- Typowe – mruknęłam. – A jak było u twoich rodziców?
Sheila milczała przez dłuższą chwilę. Kiedy uniosłam na sekundkę oczy, wyglądała na nieco poirytowaną.
- To ja powinnam ciebie pytać, co się działo.
Zesztywniałam.
- Sheila, proszę…- szepnęłam. - Muszę przez chwilę skupić się na czymś innym.
Westchnęła ciężko.
- Okey… No więc, moi rodzice polubili Jacoba. Zastanawiali się, co u ciebie, ale im wszystko… Wyjaśniłam. Tak jak prosiłaś. I powiedziałam, że zniknęłaś.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. To dobrze.
- No i spotkałam Joey’a… - dodała tajemniczo.
Spojrzałam na nią, całkiem zaskoczona.
- Joey’a? – zbita z tropu na moment zapomniałam o trawiącym mnie bólu. – Czego on chciał?
- To jest najlepsze – znowu westchnęła. – Chciał, żebym do niego wróciła.
Zapadła między nami cisza. Względna cisza, bo nie liczyłam odgłosów przyrody. Fale raz po raz rozbijały się o brzeg z uspokajającym, miarowym pluskiem. Gdzieś niedaleko przemknęła rozwrzeszczana mewa. Kiedy przeleciała, znowu opuściłam głowę.
Chciał, żeby do niego wróciła… Coś mi to przypominało. Zadrżałam lekko, przymykając oczy i wpuszczając do głowy wspomnienia: potworny smutek, rozczarowanie i żal łamiący mi serce. Ukochany, błagalnie szepcący moje imię. Bezsłowna wymiana pełnych emocji spojrzeń. Złote oczy wyraźnie proszące ,,nie odchodź’’.
,,Wróć do mnie.’’
Miłość boli i jednocześnie uspokaja. Strata miłości boli i rani duszę, rozdziela ją na kawałki.
Otworzyłam oczy, kręcąc energicznie głową. Muszę przestać wmawiać sobie, że straciłam miłość. Ja ją odrzuciłam, tracąc w nią wiarę i bojąc się jej.
- I co? – zapytałam zachrypniętym głosem. Pospiesznie odchrząknęłam cicho.
- Kazałam mu spieprzać – parsknęła Sheila. – Wyobraź sobie, że jego lala podobno zmyła się zaraz po moim wyjeździe. I nagle Joey odzyskał zdrowy rozsądek…Ha! Ogólnie to dziwnie się zachowywał. Ciągle się powtarzał, gadał, że to nie była jego wina, że nie był sobą, że to było nieporozumienie…
Zimny dreszcz przemknął mi po plecach.
- Gdzieś to już dzisiaj słyszałam – szepnęłam.
,,Teraz to ty przestań. Liczysz się dla mnie tylko ty! TO przed chwilą… To było nieporozumienie, słyszysz?! N i e p o ro z u m i e n i e!’’
- Podły, stuknięty gnojek – podsumowała z irytacją Sheila, nie zwracając w pierwszej chwili uwagi na moje słowa. Dopiero po kilku chwilach obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem. Nie zapytała mnie jednak jeszcze o nic, tylko dokończyła: – Ostrzegł mnie nawet, że ta jędza podobno chce się na mnie zemścić. Imbecyl. Przecież ja jej w ogóle nie znam!
- Dziwne – podsumowałam cicho.
- Idiotyczne – poprawiła mnie kuzynka i znowu skupiła się na mnie. – No dobra, a teraz gadaj, co się stało. Tak po prostu przyszłaś w odwiedziny do Billa? – zapytała sceptycznie.
- Nie – szepnęłam. Objęłam się rękami i skuliłam, czując ciarki na plecach.
- Chodź, przejdźmy się - mruknęła Sheila. Myślała chyba, że trzęsłam się, bo było mi zimno, przecież byłam wampirzycą, chłód nie mógł mi dokuczyć.  Powód dreszczy był inny: trudne wspomnienia, powracające wciąż jak bumerang. Nie sprzeciwiałam się jednak kuzynce. Wstałyśmy więc obydwie i nie spiesząc się ruszyłyśmy do lasu.
- Czyli – przerwała milczenie Sheila – ta nomadka zalazła ci za skórę?
Skrzywiłam się. Zalazła za skórę. Cóż za niedopowiedzenie. Berenice znalazła sposób, żeby mnie zniszczyć od środka, wbić się prosto w moje serce.
- Zależy w jakim kontekście – mruknęłam, myśląc, że Berenice chyba nie mnie wlazła za skórę, tylko mojej rodzinie. Jak pasożyt wyssała z nich jakiekolwiek uczucia do mnie i zmieniła na uczucia do niej.
- Nie gadaj zagadkami!- zdenerwowała się moja kuzynka. - Jasno i prosto! Nie wykręcaj się, Bella!
Westchnęłam ciężko. Jasno i prosto. Łatwo jej mówić.
- Kiedy pojawiła się ta wampirzyca… Wszyscy ją polubili. Po jakimś czasie  zorientowałam się, że nikt nie zwraca na mnie uwagi. A najgorsze… - załamał mi się głos. – Najgorsze było to, że… Edward zaczął też się dziwnie zachowywać. Był taki… Niezdecydowany. Spędzał z tą nomadką dużo czasu. Zwątpiłam w siebie, byłam naprawdę przygnębiona tą sytuacją. Zapytałam go więc prosto w twarz, czy jeszcze mnie kocha. Oczywiście zapewniał mnie, że tak… Tylko, że potem zobaczyłam go jak się ze sobą całowali – zaśmiałam się gorzko. – I wiesz, co powiedział? Że to jakieś nieporozumienie, że to ona go pocałowała, a on o tym nie wiedział! Rozumiesz? Czyta innym w myślach, a tego niby nie wiedział! – ukryłam twarz w dłoniach, nie zwalniając ani trochę. Było mi obojętne, czy się potknę o jakiś korzeń i wyłożę jak długa, czy też nie. I tak nic nie jest bardziej bolesne od zranionego serca.
Poczułam ręce Sheili na moim barku. Zatrzymała mnie gwałtownie. Upuściłam dłonie i napotkałam jej spojrzenie,  przerażone i zaszokowane. Usta miała szeroko otwarte, a oczy jeszcze szerzej.
- Co ty opowiadasz? – szepnęła z przejęciem. – To nie możliwe! Nie mogę w to uwierzyć! Przecież on by nie mógł… - urwała w pół zdania. Nie musiała go dokańczać.
- Też tak zawsze myślałam – powiedziałam cicho. Otarłam zwilgotniałą od łzy dolną powiekę. - Zdarza się, że miłość pokonuje wszystko. Ale często przynosi również cierpienie.
- Cierpienie…? – powtórzyła za mną zdziwiona. – Daj spokój… Jesteś pewna, że ta nomadka po prostu na niego nie napadła? Dziewczyno, przecież jakieś 10 dni temu, kiedy jeszcze tu byłam, to świata nie widzieliście poza sobą!
- Wiem! Tak było! – krzyknęłam z rozpaczą. Przymknęłam oczy i zniżyłam głos. – Tylko, że teraz nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Jakaś część mnie chciała uwierzyć w to, że on naprawdę uważa ją tylko za przyjaciółkę… Ale inna część… Chyba bałam się, że on mnie zostawi, dlatego zrobiłam to pierwsza… Sheila, ja chyba ro… rozstałam się z nim… - Tym razem przeklinałam łzy, które nadal mogę ronić po przemianie. To bywa uciążliwe. Zwłaszcza w takich momentach. Nie chciałam tak się rozklejać przy Sheili. Ale łzy płynęły, a ja czułam się coraz gorzej.
- Zawsze najbardziej bałam się tego, że go stracę… Dlatego uciekałam i teraz znowu uciekłam – przyznałam się ze wstydem. -  Jakby on pierwszy mnie zostawił, nie wiem, czy bym to przeżyła. Jestem beznadziejna…
- Boże, Bells – jęknęła Sheila i przytuliła mnie mocno. – Przecież on by cię  n i g d y  nie zostawił…
- To dlaczego ostatnio każdą sekundę spędzał z Berenice? – szepnęłam żałośnie.
Sheila niespodziewanie zesztywniała. Odsunęła się ode mnie, biorąc głęboki oddech. Oczy miała jeszcze większe, niż wcześniej, chociaż wydawało mi się to ledwo możliwe, żebym można było je tak szeroko otwierać.
- Jak… Jak ta ździra się nazywa? – zapytała zmienionym głosem.
- Berenice – powtórzyłam ponuro.
- Taka ruda? Ruda Berenice? – drążyła.
- Tak. Nie mów, że ją znasz? Sheila…?!
Spojrzenie Sheili stwardniało. Zaczęła się lekko trząść. Zdziwiło mnie to, lecz po chwili zorientowałam się, że dziewczyna dosłownie kipi gniewem.
- Tak się składa, że i ja – cedziła ze wściekłością - wprawdzie z daleka, widziałam jak przykładała swoje paskudne usteczka do ust mojego narzeczonego. Powiadasz, że to wampirzyca? Wściekła ździra! Ubiję ją, za to, co zrobiła tobie i mnie! – piała.
Teraz z kolei to mnie opadła szczęka aż do ziemi.
- Czekaj, czekaj…  Joey zdradzał cię z Berenice? Jesteś pewna? Przecież on jest łowcą! Jak tak… Z wampirzycą?!
- Właśnie! Ona jest wampirzycą! Jak Joey jako łowca wampirów mógł dać się tak wkręcić… Zaraz!  – wyglądała, jakby coś wpadło jej do głowy. Zerknęła na mnie. – Dobra. Bella, skup się. Joey mówił, że ona nim manipulowała, a on się nawet na początku nie zorientował. Skapnął się dopiero, kiedy wyjechała. A ty mi mówisz, że Cullenowie też się dziwnie zachowują…
Olśniło mnie.
- Może ona ma dar –szepnęłam przejęta. – Trochę tak, jak Jasper. Tylko, że kontroluje uczucia, a nie emocje… I miesza tak w głowach, że niektórzy nawet z rozpoznaniem jej rasy mają problem.
Spojrzałyśmy sobie w oczy.
- Sheila, jak ja mogłam być tak zaślepiona i głupia? – jęknęłam. – Nic się nie domyśliłam!
- Może na ciebie miała też jakiś wpływ… - powiedziała bez przekonania.
- Mam tarczę. Nie mogła mieć wpływu.
- No najwidoczniej podniszczyła cię obojętność twojej rodziny. Dlatego uciekłaś, wmawiając sobie, że straciłaś Edwarda. Ubzdurałaś sobie, że nic dla nich wszystkich nie znaczysz. Może właśnie o to chodziło Berenice? Tylko dlaczego akurat ty? A wcześniej ja? Czemu….
Ględziła dalej, ale już jej nie słuchałam, za bardzo przerażona jej wnioskami. Miała rację. We wszystkim. Jednak dobrze mnie znała.
Otrząsnęłam się nagle, kiedy zauważyłam, że nieoczekiwanie łowczyni gdzieś pobiegła.
- No, rusz tyłek, panno nieobecna! Musimy się zemścić na rudej suce! – syknęła do mnie.
Nie powiem, pasował mi ten plan. Poczułam wściekłość na siebie i na Berenice. Na siebie, bo nic nie zauważyłam. Na Berenice, bo odebrała mi rodzinę i namieszała im w głowach.
Ach, jak ja mogłam być taka wycofana i niemalże wręcz obojętna na to, co się wokół mnie działo?

***

- Przez rezerwat się nie przeciśnie – powiedziała Sheila, kończąc rozmowę telefoniczną z Samem. Poprosiła go, żeby na wszelki wypadek patrolowali całą sforą granicę między wampirami a wilkołakami.
- Więc okrążamy dom i przepędzamy ją od tyłu w stronę sfory? – zapytałam.
- Tak właśnie myślałam. Musimy się rozdzielić – mruknęła Sheila. Nagle przystanęła, zastępując mi drogę. Przyjrzała mi się badawczo. – Jak się czujesz?
- Jak największa idiotka na Ziemi – przyznałam. – Dałam się podpuścić i wkręcić w gierki jakiejś stukniętej nomadki. I czuję się z tym paskudnie.
Poklepała mnie po ramieniu.
- Wiadomo. Też nie jestem zachwycona. Dasz sobie radę, jeśli pierwsza na nią natrafisz?
Spojrzałam na nią spode łba i odsłoniłam zęby. Wydobył się zza nich cichy, zwierzęcy warkot. Sheila parsknęła śmiechem, z wyraźną ulgą.
- Doskonale, moja ulubiona pijaweczko. Powodzenia. Aha, mam prośbę: nie zabijajmy jej zbyt szybko. Niech wyśpiewa wszystko, co ma do wyśpiewania.
- Rzecz oczywista – burknęłam obrażona  za tą ,,pijaweczkę’’. – Powodzenia, moja ulubioan wielbicielko przerośniętych kundli.
Wywróciła oczami i odwróciła się. A potem ruszyłyśmy każda w swoją stronę, obie z takim samym celem.
Dorwać Berenice.
***

Okrążyłam niemal dom Cullenów, zwracając szczególną uwagę na wszystkie dźwięki i zapachy. Dziękowałam niebiosom za moje wyczulone zmysły. Zdałam się na nie zupełnie.
Delikatny powiew wiatru przyniósł mi wiele zapachów – zwierzyny, wilgoci, roślin, wampirów… Najwyraźniej Alice i reszta mnie szukali, chociaż mało skutecznie. Zastanawiałam się, czy sztuczki Berenice otępiają w jakiś sposób dar przewidywania przyszłości mojej przyjaciółki.
W pewnym momencie zamarłam w pół kroku, wyczuwając kilka kilometrów przed sobą zapach Berenice. Była sama.
W ułamku sekundy wyprysnęłam do przodu, rozpędzając się błyskawicznie. Biegłam płynnie, niemal bezszelestnie, przeskakiwałam krzaki, zwalone drzewa, sprawnie wymijałam te stojące, nawet zbytnio nie spoglądając na nie. Przemykałam jak wiatr, a w głowie wirowała mi tylko jedna myśl.
Dorwać Berenice.
O tak, ruda musi zapłacić za to, że przez nią wyszły na świat moje bolączki, że przez nią okazałam się być słaba.
A najbardziej zapłaci mi za to, że udało jej się rozdzielić mnie i Edwarda.
Po pewnym czasie, kiedy byłam już całkiem blisko, zorientowałam się, że Berenice nie ucieka. Zatrzymała się w miejscu, jakby na mnie… czekała.
Dobra. Niech robi, co chce. I tak, i tak ją dopadnę, nie ważne, co jeszcze wymyśli.
Zobaczyłam ją opierającą się swobodnie o grube drzewo. Na twarzy miała lekki, zaskakująco
p r a w d z i w y  uśmieszek. Stanęłam naprzeciwko niej i spiorunowałam ją wzrokiem. Przekrzywiła głowę, przyglądając mi się uważnie.  W jej ciemnoczerwonych oczach widać było niesamowity spokój.
- To już, prawda? – odezwała się cicho. Jej głos był zupełnie inny, niż zwykle. – Koniec przedstawienia. Widzę, że o nic go nie obwiniasz. Chyba zrozumiałaś parę rzeczy.
- Owszem, zrozumiałam – warknęłam chłodno.
- Długo ci to zajęło. Chociaż na początku trzymałaś się dzielnie. Byłaś taka nieufna – westchnęła teatralnie, z rozbawieniem.  – Ostrzegałaś ich, ale nadaremno. Było już za późno. Potraktowałam ich swoimi nadprzyrodzonymi umiejętnościami, co, jak się zdaje, pojęłaś dopiero teraz. Po tym, co o tobie słyszałam, zdawało mi się, że jesteś mądrzejsza. No, ale nadane mi zadanie było dzięki temu bardzo zabawne. Świetnie się bawiłam.
Zmarszczyłam brwi. Wyjawiła mi nowe informacje, które musiałam wyjaśnić, najlepiej od razu.
- Co o mnie słyszałaś? I od kogo?
Jej wyraz twarzy zupełnie się zmienił. Spokój zastąpiła wrogość. Zaciskała wściekle szczęki, a z oczu biły niemal pioruny. Nie przejęłam się tym oczywiście ani trochę.
A potem usłyszałam dwa słowa, których wolałabym już nigdy więcej nie słyszeć. Niestety, najwyraźniej przez kilka wampirzych trupów problemy będę mieć do końca życia. Tylko ja mogę mieć takiego paskudnego pecha.
- Od Jamesa. Od mojego Jamesa.
Rozmyślałam gorączkowo. Próbowałam połączyć jakoś Berenice z Jamesem, Laurentem, Victorią Panem Pamięci, Thomasem - którego kontrolował James i go na mnie nasłał - a nawet z Eliotem.
Eliot… To przecież mój przyjaciel wiele mi opowiadał o poczynaniach Jamesa. Został w końcu przemieniony w wampira przez tą bezmózgą morderczynię, Victorię. Czy czasem kiedyś nie powiedział mi czegoś pomocnego?
Ach! Mam! Przed tym, jak James przejął kontrolę nad wampirem zwanym Panem Pamięci, żeby wymazać mojemu ukochanemu wspomnienia dotyczące mojej osoby, Eliot z Denalczykami odwiedzili nas i wtedy mój przyjaciel ostrzegał mnie, że James pojechał do Europy, żeby odszukać właśnie tego Pana Pamięci i jakąś kobietę, również posiadającą jakiś dar… Może chodziło o Berenice?
- T w o j e g o  Jamesa? – nie zrozumiałam. – Ty też byłaś jego kochanką?
Berenice zatkało. Uniosła brwi z niedowierzaniem i nieoczekiwanie zaczęła się śmiać.
- Kochanką! Dobre sobie! – parsknęła, kręcąc głową. – Nie, nie byłam kochanką Jamesa, tylko jego siostrą. Mamy tego samego ojca. I podobne dary, chociaż, niestety, James jest bardziej utalentowany ode mnie… Ja nie mam całkowitej władzy nad daną osobą. Mogę tylko popychać ludzi do pewnych uczuć… Albo zachęcać do różnych czynów... – uśmiechnęła się drapieżnie. – Ale głównie uczuć. W tym jestem znacznie lepsza od mojego braciszka – dyskretnie mieszam ludziom w głowach, tak, że nawet się nie orientują, że to ja. Dlatego kiedy zabiłaś nowonarodzonego, z pomocą którego chciał cię zabić, odszukał mnie by prosić o pomoc. James lubi się wysługiwać kim tylko mógł – prychnęła. – Miałam sprawić, żebyś cierpiała psychicznie, żebyś się załamała, straciła wiarę w siebie i w to, że coś możesz dla kogoś znaczyć. Bo James się tak czuł – wywróciła oczami. -  Szczerze mówiąc nie przepadałam za tą całą Victorią i właściwie to poniekąd dobrze, że ją zabiłaś, ale zemsta rzecz święta, poza tym James straszliwie cierpiał, a to w końcu jest mój brat. No i pomyślałam sobie, że może być niezła zabawa. I była! Zawróciłam trochę twojemu narzeczonemu w głowie, co? Chociaż muszę przyznać, że był naprawdę twardy. Poddał mi się najpóźniej z całej rodzinki. No, oprócz ciebie. Ty masz jakąś osłonę. Pewnie dar, tak? Tarcza. I wiesz co? – zaśmiała się złośliwie. – Jesteś potwornie głupia, że nie ochroniłaś nią swojej rodzinki. Cóż, tym było lepiej dla mnie…

Zacisnęłam pięści. Siostra Jamesa… Niech to szlag… Miałam ochotę się na nią rzucić, kiedy kończyła swoją przemowę, ale nagle zrozumiałam, że Berenice mówi o bracie w czasie teraźniejszym… Czyli nie wie, że James już nie żyje, ani tym bardziej, że to za moją sprawą obrócił się w proch… Ta wiedza powstrzymała mnie chwilowo przed atakiem. Poza tym chciałam jeszcze wyjaśnić kilka szczegółów.
- Skoro tylko mnie miałaś niszczyć życie, to czemu przyczepiłaś się do mojej kuzynki?!
Uśmiechnęła się z lekkim zakłopotaniem.
- James pokazał mi twoje zdjęcie, które ukradł ze szkoły. Później się zmył, bo musiał się zająć Panem Pamięci. A ja ruszyłam na poszukiwania. Pewnego razu zobaczyłam tą dziewczynę na ulicy i byłam prawie pewna, że to byłaś ty. Zaopiekowałam się więc jej chłopakiem. Dowiedziałam się dzięki niemu kilku ciekawych rzeczy… Na przykład tego, że tamta dziewczyna to właśnie twoja kuzynka. Żałuję trochę, że namieszałam z jej chłopakiem. Ale chyba zrobiłam jej przysługę, bo nie darzył ją zbyt mocnym uczuciem i zupełnie łatwo mogłam go sobie podporządkować.
Zamilkła na sekundkę. Nie spuszczałam z niej wzroku. Niechętnie przyznałam przed samą sobą, że Berenice nie była taka zła. No, może po prostu nie była   z u p e ł n i e  zła. Na pewno lepsza od swojego braciszka. Co nie zmienia oczywiście faktu, że niemal zniszczyła mi życie i przez nią trochę się załamałam.
- Taak…- kontynuowała, zamyślona. - Joey’a kontrolowałam idealnie już po kilku godzinach. Był strasznie słaby – pokręciła z ubolewaniem głową, a potem spojrzała na mnie z pewną zazdrością. – Zaś twój Edward trzymał się wiele dni. Cały czas ze mną walczył, a właściwie walczył wręcz sam ze sobą, z narzuconymi mu przeczuciami. Próbowałam bowiem osłabić jego uczucie do ciebie i przekonać do siebie. Ale traktował mnie po przyjacielsku i jedyne co osiągnęłam, to to, że się od ciebie trochę odsunął. I to tylko dlatego, że ty pierwsza się od niego nieco odseparowałaś – prychnęła.
Poczułam gulę w gardle. Tak bardzo mnie kochał… Tak bardzo mnie kochał, że nawet Berenice ze swoim darem nie potrafiła zmienić tego uczucia. To ja spowodowałam, że nomadce udało się niemalże doprowadzić swój plan do końca.
- Chciałabym, żeby ktoś tak mnie kochał – przyznała Berenice z niechęcią. – Poddał się dopiero dzisiaj, kiedy odeszłaś, chociaż nadal ma nadzieję, że wrócisz i mu wybaczysz coś, czego nie zrobił. Głupia, głupia dziewczyna – znowu potrząsnęła bujną czupryną. – Chociaż właściwie, to ci się nie dziwię. Wszyscy mieli cię w dupie przez bardzo długi czas – zaśmiała się złośliwie.
- Uważaj lepiej na to – zaczęłam lodowatym tonem – kogo nazywasz głupią dziewczyną. Bo możesz na tym źle wyjść.
Błysnęła zębami w uśmiechu.
- Och! Nie dość, że odebrałaś Jamesowi Victorię, to jeszcze chcesz  m n i e  mu odebrać?
Zawahałam się. Były teraz dwa wyjścia: pierwsze, to nie zdradzać jej, że James zginął… Niestety przy moim pechu pewnie by się w końcu domyśliła, iż jej brat został przeze mnie zamordowany w odwecie.  Pewnie znowu bym ją miała na karku, co z pewnością byłoby problemem.
Opcja druga: powiedzieć jej, że go zabiłam, ona się wkurzy, będzie chciała też mnie ukatrupić, a ja będę miała poniekąd pretekst, żeby się jej pozbyć i zakończyć wreszcie serie niefortunnych zdarzeń spowodowanych pozbyciem się Victorii i zemsty Jamesa.
- Tak się składa, że ja tobie odebrałam Jamesa – wypaliłam, wybierając opcję drugą. - Wiesz, bardzo ładnie się palił… Szybciutko. Na ładny kolor.
Berenice jako wampirzyca była blada, ale w tamtym  momencie jej twarz zrobiła się kredowo biała. Dziwacznie kontrastowało to z jej czerwonymi niczym krew ustami i tęczówkami oczu. Rozchyliła wargi i otworzyła szerzej swoje przerażające oczy, będąc w głębokim szoku. Dotychczas zdawało jej się, że to ona mnie zaskakuje, że ona kontroluje sytuacje. Teraz role się odwróciły.
- Jak mogłaś spełniać zachcianki psychicznego sadysty, który kontrolował mentalnie nawet swoją Victorię? – zapytałam, by jej dopiec. Ja cierpiałam kilkanaście dni, niech ona cierpi chociaż kilkanaście minut. – Koszmarny brat. Może i ciebie kontrolował? A ty mu tak po prostu, nie wahając się zbyt wiele, pomogłaś. I kto tu jest głupi?
Nomadka odzyskała w końcu mowę.
- Co. Zrobiłaś. Mojemu BRATU?‼! – ryknęła, zbliżając się do mnie małymi kroczkami. Zamiast szoku w jej oczach pobłyskiwała teraz chęć mordu. Dokładnie tak, jak się spodziewałam.
Gdzieś niezbyt daleko usłyszałam, że ktoś gwałtownie zerwał się do biegu. Przeszedł przeze mnie dreszcz. Instynktownie czułam, kto to mógł być, mimo, że nie czułam jeszcze zapachu biegnącego.
- A co mogłam zrobić? Zabiłam go. Tak się składa, iż i ja bywam mściwa, zwłaszcza, jak ktoś morduje mi ojca – warknęłam, uginając lekko kolana i gotując się na walkę. O tak, czekałam na nią z utęsknieniem. – Ty zaś zapłacisz mi za to, co zrobiłaś mnie i mojej rodzinie.
Wampir jeszcze bardziej przyspieszył. Za kilka sekund znajdzie się przy nas. Może i lepiej, z pewnością pomoże mi z Berenice. Muszę tylko…
- Im nie działa się krzywda. Za to tobie zaraz się stanie, jędzo! – Ze zdenerwowania głos podniósł jej się o pół tonu.
- Co się tu dzieje? – Edward wpadł pomiędzy nas, zatrzymując Berenice w jednym miejscu. Nomadka wyprostowała się i uśmiechnęła do niego słodko, niewiarygodnie sztucznie…
W mgnieniu oka, ganiąc się za to, że robię to tak późno, osłoniłam go moją tarczą mentalną. Osłona nie była widoczna, na pewno nie mógł jej odczuć, ale jakimś cudem stracił równowagę. Być może dlatego, że całkowicie zerwałam wpływ daru Berenice na jego umysł…?
Berenice zrzedła mina. Tak, z pewnością już nie mogła podsyłać mu złudnych emocji popychających do różnych czynów. Mentalnie odtańczyłam taniec radości.
Mój ukochany spojrzał na mnie przelotnie. Odetchnęłam z ulgą. Wyraźnie widziałam, że odzyskał pełną kontrolę nad sobą.
Ale jego wzrok mówił dużo więcej. Gorące uczucia, w które dzisiaj zwątpiłam, najbliższe plany… Plany niezbyt dobrze wróżące siostrze Jamesa.
Odwrócił się do zastygłej w bezruchu Berenice.
- To ty – wycedził. – To przez ciebie nie wiedziałem, co jest prawdziwe, a co nie. Co chciałaś zrobić? Zniszczyć naszą rodzinę? Nigdy ci się to nie uda – oznajmił z całym przekonaniem i zajadliwością, na jaką mógł się zdobyć.
- Ale było blisko, prawda? Nie bierz tego do siebie, miałam tylko dokopać tej morderczyni – obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem, odsłaniając wojowniczo zęby, razem z kłami.
- M o r d e r c z y n i?! – wybuchłam. – Moim przeznaczeniem było niegdyś chronienie ludzi przed paskudnymi pijawkami takimi jak Victoria, James, albo ty!
Zmrużyła oczy, patrząc na mnie jak na mrówkę.
- Nie ważne w jakim celu, morderstwo to morderstwo.
Zmarszczyłam czoło. Najgorsze było to, że… Miała racje.
- A spróbuj tylko usprawiedliwiać swoje występki i krętactwa – powiedział groźnie Edward. Dawno nie widziałam go takiego wściekłego. Cóż, nie dziwię mu się. Właśnie zrozumiał, że przez długi czas Berenice nim manipulowała.
- Renesmee też próbowałaś kontrolować?  - chciałam wiedzieć.
Skrzywiła się.
- Nie umiem wpływać na uczucia dzieci – burknęła. - Poza tym, umysł Renesmee mocno się bronił. A szkoda, bo jakby twoja córka też się od ciebie odwróciła, sfiksowałabyś wcześniej.
Warknęliśmy oboje.
- Nie rozumiem, dlaczego to wszystko robiłaś – powiedział sfrustrowany Edward do Berenice.
- To siostra Jamesa – wyjaśniłam za wampirzycę. - Na długo nim go dorwałam, poprosił ją, żeby pomogła mu w zemście na mnie.
Zmierzył Berenice pełnym niedowierzania wzrokiem.
- Siostra Jamesa? – wykrztusił zaskoczony.
Berenice znowu odsłoniła zęby. Odchyliła głowę do tyłu i zaryczała wściekle do nieba, żaląc się, że jej drogi braciszek nie żyje.
Do naszej trójki zbliżała się kolejna osoba. Sheila. Biegła w podskokach, najwyraźniej zadowolona, że Berenice jest z nami i może jej jeszcze dokopać. Moja  kuzynka osaczała Berenice od drugiej strony, tak na wszelki wypadek.
Nomadka zerknęła do tyłu. Najwyraźniej również ją wyczuła. Spojrzała znowu na mnie, spoglądając mi w oczy. Widziałam w nich zacięcie i zdecydowanie. Wiedziałam, że teraz mnie zaatakuje. Nie miała nic do stracenia. Mieliśmy już przewagę, a ze Sheilą to już w ogóle.
Rzuciła się na mnie błyskawicznie, ale pół sekundy wcześniej Edward wyczytał to z jej myśli i zastąpił jej drogę. Odskoczyła w bok, hamując gwałtownie. Przesunął się ku niej. Spróbowała go wyminąć. Zaśmiał się cicho, znowu ją uprzedzając, po czym dał susa do przodu, przechodząc do ataku. W ostatniej chwili uchyliła się przed jego ciosem i padła do tyłu, warcząc wściekle.
- Spokojnie, i tak nic mi nie zrobi – mruknęłam spokojnie, podchodząc do ukochanego. Położyłam mu rękę na ramieniu, żeby go uspokoić. Kiwnął głową, nie spuszczając Berenice z oczu.
- Dokładnie – zawołała Sheila daleko zza jej pleców. Ją też na wszelki wypadek okryłam tarczą.
Berenice przymrużyła oczy i zerknęła na mnie z lekką rezygnacją. Nie zdążyła zbliżyć się do mnie nawet na pięć metrów, a już została osaczona.
- Przerąbane masz, Berenice – podsumowałam. – Nikt tu za tobą, delikatnie rzecz ujmując, nie przepada.
Sheila stanęła kilka metrów za nią i założyła sobie ręce na piersi. Nomadka ledwie zwróciła na nią uwagę.
- Zbiłaś mi brata – wyrzuciła mi z nienawiścią w głosie, jakby nie słysząc, co powiedziałam. – On był moją jedyną rodziną. Ojciec zginął dawno, durny człowiek. James był moją jedyną rodziną.
- Mój tata też przez wiele lat był mi jedyną rodziną. A James nie miał żadnych skrupułów, żeby wbić mu nuż w plecy – odparłam poirytowana.
- W dupie mam twojego ojca! – wydarła się. Wyraźnie traciła nad sobą kontrolę.
Najeżyłam się i warknęłam cicho. Przeginała.
- Nie rozpędzaj się, Berenice – przyhamował ją Edward.
- Zakończmy już tą farsę – odezwała się Sheila, wyjmując  z kieszeni spodni srebrną zapalniczkę. – Wampirzyca skrzywdziła was i resztę rodziny, czego musi niezwłocznie ponieść konsekwencje. Taki mamy klimat w świecie nieludzi – zauważyła, to zapalając, to gasząc ogień.
Zawahałam się. Przypomniało mi się, co powiedziała parę minut temu nomadka. Nie ważne w jakim celu, morderstwo to morderstwo.
Jednak ani Edward, ani Sheila, nie mieli żadnych skrupułów. Berenice nawet za bardzo się nie broniła.
Ona również paliła się szybko. Tak jak jej sadystyczny brat.


***
Ta dam!
Wow, jestem dumna z siebie, że mi się jednak udało napisać ten rozdział do niedzieli. Myślałam, że będzie większa obsuwa, ale się przyłożyłam.
Szkoda, że jest tak mało komów przez tyle czasu. Tym bardziej, że WIEM, IŻ NIEKTÓZY CZYTAJĄ I NIE KOMENTUJĄ! Albo się wymigują na przykład, że napisali koma w sms, i o co mi wgl chodzi… Łapki opadają, człowieki moje.
Z tej frustracji idę po nutellę. Trzeba utopić w niej smutki XD I widzicie? Przez Was przytyję!
A tym, którzy jak zwykle pocieszają mnie swoimi komciami,  o b i e c u j ę  z ręką na sercu! Następna nocia będzie P I Ę K N A. I mam wrażenie, że będzie też epilogiem, ale… Będzie piękna! Pamiętajcie.

Cholerka, i mi się smutno zrobiło. Ale to już wyjaśnię w epilogu, kiedykolwiek by on nie był. Chlip.
A  więc (Kapucynka zamknij się, wiem przecież, że zdania się nie zaczyna od ,,a więc’’, ale mam. To. Gdzieś!), NN będzie… Pewnie za 2 tygodnie, o ile (oby nie!) nie więcej… No bo (wiem, zamknij się‼!) co z tego, że jest koniec roku szkolnego? Przecież trzeba nam zrobić sprawdzianiki z działów! Och, z matmy będzie dział z 2-giej klasy, a wy nie macie podręczników? O kurczę, tak mi przykro! I tak napiszecie, przecież nie będziecie pisać po wakacjach! Nie zdążycie napisać poprawy przed wystawianiem ocen? Co mnie to interesuje że 2/3 klasy dostanie jedynki, jak zwykle,  i nie zdąży poprawić? Trudno, życie!

Brr. Nie, już nie będę się wczuwać w moich nauczycieli. To zbyt straszne. Aż mi się zimno zrobiło.

Ach! Zapomniałabym. Kilka mądrych, smutnych zdań w rozdziale (np. ,,Zdarza się, że miłość pokonuje wszystko. Ale często przynosi również cierpienie’’  albo  ,, I tak nic nie jest bardziej bolesne od zranionego serca’’ czy ,, Miłość boli i jednocześnie uspokaja. Strata miłości boli i rani duszę, rozdzieraj ją na kawałki’’)  są głównie na podstawie cytatów z książki G. Musso ,,Wrócę po ciebie’’. W NN też pewnie bd takie cytaciki.

Ok. Całuję Was, Moi Drodzy Czytelnicy! ;***
Paulineee,  Nutella & spółka Z.O.O.


14 komentarzy:

  1. W końcu pozbyliśmy się wrednej Berenice. Tak długo czekałam na moment w którym usłyszę, że jej zwłoki płoną na stosie. Ha! Tak to jest jak zadzierasz z Izabellą i jej rodzinką! Aha aha aha aha aha!

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie spokój i cisza. Tak powinno być, choć ja lubię akcję.
    Wszystko wyjaśnione. Ufff.
    Rozdział jak zwykle świetny. Czekam na nn!
    Pozdrawiam! <3

    P.S. znowu ci się chyba rozdział dwa razy wkleił ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem jak to opisać.
    Więc na początku myślałam że przerwiesz w najlepszym momęcie ( wredny Polsat). Później zaczełam czytać i na maxa cieszyłam się że wszystko wyjaśnione :) Jednak nadszedł koniec rozdziału :(
    Napisałaś epicko ,fantastycznie ,cudownie. Po prostu nie wiem jak to opisać. Zawsze w komentarzu ciężko jest wyrazić swoje uczucia :(
    Nie przytyjesz przez nas XD
    W następnym epilog i to za 2 tygodnie ;_; Jest (nie czepiać się) 85% że się popłacze ,a najgorze jest jeszcze to jak autorka pisze że jest jest smutno że musi skończyć bloga. Do tego ty napisałaś 86 rozdziałów ,przywiązałam się. Nie chce końca :(
    I love you!


    Ps. Pisze to drugi raz ,a za pierwszym wyszło mi ładniej :(
    Ps.2 Pisze na telefonie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uf koniec z berenice :D rozdział wspaniały czekam na romantyczne pogodzenie się Belli i Edwarda <3 pozdrowiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Siemka XD czytam cię już od bardzo dawna a nie dodałam ani jednego koma WYBACZ! Świetne piszesz^^ Tylko szkoda że w następnym epiog :(
    PS. Wiesz że jest taka apka "wattpad" możesz tam pisać książki i wgl. Jak dla mnie to na wattpadzie piszę się wygodnij niż na "Google" XD
    HAHAH NIE MA TO JAK PRZEZ PRZYPADEK USUNĄĆ SWÓJ KOMENTARZ XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Heyy... jestem tobie nieznana bo nie komentuje rozdziałów sorka ale takim to jestem leniem xdd rozdział jak zawsze zajefajny xdd szkoda że to już prawie koniec. Twoje rozdziały były są i będą zajefajne. Rozdział zajefajny. Wreszcie nie ma tej suczy (sorka ze tak się wyrażam) xddd od początku coś podejrzewałam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział superancki. Nareszcie wyjaśniła się ta sprawa z ta nomadką, tak myślałam że ona ma taki dar. Jak można być tak podłym i niszczyć życie drugiej osobie, bądźmy szczerzy ulżyło by jej gdyby rozbiła rodzinę-wątpię. Szkoda tylko, ze nie było żadnych dialogów miedzy Edwardem a Bellą i sobie tego wszystkiego nie wyjaśnili. Ale co tu w sumie wyjaśniać Bella już się wszystkiego dowiedziała, więc na pewno wszystko się dobrze ułoży. Żałuje tylko że ostatni rozdział będzie epilogiem ;( Czekam na następny rozdział. Całuski :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja obiecałam - tak komentuję! Wiem, że miałam to zrobić wcześniej, ale musisz zrozumieć, że gdy miałam się za to zabierać, przyjaciółka napisała "Auto już po Ciebie jedzie", więc nie miałam na to czasu :D
    Mam ochotę Ci przywalić za te rozpoczęcia zdania. No jak możesz?! Wiesz, że mnie to drażni :D Ale nie, robisz to specjalnie! Pff!
    Co do rozdziału -> nie muszę mówić, że mi się podoba, prawda? Nie dość, że wszystko ładnie opisane, zdania są dobrze złożone, to jeszcze wydarzenia w nim zawarte też mnie zadowalają :3 Głównie dlatego, że mnie posłuchałaś i wzięłaś sobie do serca mojego esa :P
    Edward się bronił długo, bo naprawdę kocha Bellę i pokazujesz, że ich miłość jest głęboka oraz prawdziwa. A pewnie gdyby Bella nie odeszła, Edward nie poddałby się rudej suce w ogóle.
    Zaskoczyłaś mnie z dwoma faktami.
    Pierwszy, że ona manipulowała również chłopakiem jej kuzynki. No no, pogratulować wyobraźni XD
    Drugi, to taki, że była siostrą Jamesa. Myślałam, że tak po prostu postanowiła wtargnąć do rodziny Cullenów, bo spodobał jej się Edward i chciała go mieć w takim stopniu, jak Bell. Ale chyba to, że robiła to na prośbę brata, jest o wiele lepsze XD
    Dobrze, że ją zabili. Morderstwo to morderstwo, ale oni są złymi wampirami. Soł... Mogli być dobrymi pijaweczkami, wtedy żyliby sobie długo i szczęśliwie xD

    Cóż, to ja czekam na Epilog i zadzwonię do Ciebie, aby przedyskutować Twoje plany na temat Twojego następnego bloga i w razie Cię powstrzymywać, gdybym znów słyszała "Nie wiem czy jakiegoś jeszcze założę" :*

    Pozdrawiam,
    s.w.e.e.t.n.e.s.s!
    [http://amnesia-life.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam że tak późno komentuję ale dopiero dziś mam czas. Znam ten ból ,, Mało komentarzy , zaś dużo wyświetleń ''. Nie wiem. Czy im naprawdę jest ciężko napisać choć jedno zdanie jeśli nie słowo o rozdziale ? Myślę że nie tylko ja tak myślę. Co do rozdziału. Bardzo długi, ciekawy, lekki do czytania . Moje klimaty młoda :D ! Kocham blogi niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju , a twój właśnie taki jest. Jedyny nie powtarzalny. Ochh... Nie będę zanudzać.
    Pozdrawiam i zapraszam na swój blog :)


    http://know-true-love.blogspot.com/2015/05/rozdzia-ii.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej.
    Przepraszam, że tak późno komentuję (i nie skomentowałam poprzedniego, a chyba nawet i więcej), ale szkoła robi swoje – końcówka gimnazjum jest najgorszym okresem w moim dotychczasowym życiu – na nic nie mam czasu :/ Ale mam nadzieję, że wybaczysz mi to moje opóźnienie.
    Ale przechodzę do rzeczy, bo mam trochę tego do omówienia… Nazbierało się trochę tego xd
    Może zacznę od spotkania Sheili i Jake’a z jej rodzicami. Myślałam, że ci będą robili jakieś problemy z tytułu tego, kim jest jej chłopak, jednak nic takiego nie miało miejsca. To dobrze, chociaż taki jeden pozytywny akcent w tym cały zamieszaniu, które oczywiście nareszcie się skończyło, ale o tym za chwilę. No i to spotkanie z Joey’em… No ja mam nadzieję, że nie będzie się więcej wtrącał w związek Sheili i Jacoba i nie będzie próbował namówić tej pierwszej do tego, aby spróbowali jeszcze raz. Ja wiem, że ona się nie zgodzi, ale… Nigdy go nie lubiłam i nie wyobrażam sobie tego, żeby miał ingerować w ich życie.
    No i sprawa Berenice… Ja wiedziałam od samego początku, że jej przybycie oznacza kłopoty, szczególnie dla Belli. Od samego początku! I jeszcze to, jak zmanipulowała wszystkich Cullenów, później także i Edwarda. Dobrze, że nareszcie skończył się jej żywot i nie będzie nigdy więcej mieszała w niczym życiu – Belli i Edwarda czy jak wcześniej Sheili i Joey’a (chociaż może tutaj to dobrze, że się tak stało. Swoją drogą, nie przypuszczałabym, że tą rudą cizią była właśnie ona). No i nigdy nie powiedziałabym, że Berenice była siostrą Jamesa… Ale to w sumie tłumaczyło jej zachowanie.
    Cieszę się, że kryzys miedzy Bellą i Edwardem został zażegnany i między nimi ponownie będzie się układać. I tak ma być!
    A liczbą komentarzy się nie przejmuj. Ludzie często są leniwi albo nie mają po prostu czasu zbytnio na komentowanie (jak ja na przykład - od maja czasu na nic nie mam i zaległości mam tyle, że szko.)
    Szkoda, że ta historia już się kończy :( Przywiązałam się do niej i wiesz, że ta jest jedną z pierwszych, przy której wytrwałam tyle czasu?
    Pozostaje mi już tylko czekać na epilog… Pozdrawiam i weny życzę :*
    Lilka24

    OdpowiedzUsuń
  12. Cześć!! Wiem, wiem długo mnie nie było. Aż za długo, ale obiecuję poprawę. Pomimo mojej nieobecności(brak nn na moich blogach) starałam się śledzić twojego bloga na tyle na ile mogłam. Właściwie to przez te 2 lata odwiedzałam tylko trzy moje ulubione blogi, w tym twój:) I nie, nie staram się przymilać! No może troszeczkę ;p Ale teraz tak na serio, cieszę się, że wróciłam i zobaczyłam, że nadal prowadzisz swego bloga. Uwielbiam pisaną przez Ciebie historię i często wracam do początkowych rozdziałów by ponownie je przeczytać. Dużo się u Ciebie działo na blogu jak widzę podczas mojej nieobecności. Ucieczka, ciąża, przemiana, walka, powrót, zaręczyny itd. Jestem zachwycona. Tak wielu przestało kontynuować swoje blogi, a ty nadal trwasz przy stanowisku :) Godne podziwu... ale koniec moich rozważań. Czas na komentarz dotyczący rozdziału. Cieszę się, że WRESZCIE sprzątnęli tą Berenice. Wkurzała mnie i to serio. Mąciła, mąciła i prawie udało jej się rozbić rodzinę Cullenów. Wredota. Już się obawiałam, że Bella naprawdę tym razem odejdzie, albo jeszcze coś gorszego. Musisz przyznać, że jesteś znana z wprowadzania zamętu, fascynujących scen walki i dramatycznych zakończeń rozdziału. Albo epickich zakończeń? Ale to właśnie uwielbiam. Nie lubię gdy jest zbyt cukierkowo. Rozdział jest wspaniały, jak zresztą zawsze. Smutno mi, że już zakańczasz tą historię, ale może zaczniesz pisać coś innego? Kto wie? Nie zostało mi nic więcej jak czekać na epilog i informację od Ciebie. Pozdrawiam Pepsi17 :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak się rozpisałam, że zapomniałam zaprosić Cię na moje blogi. Na obydwu pojawiła się nn. Mam nadzieję, że zajrzysz. http://zmierzch-poczatek.bloog.pl/
    http://narodzeniesie-nowejbelli.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń