niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 85



***
Bella
Miałam wrażenie, że już go nie ma. Nie ma MOJEGO Edwarda. Jest teraz tylko jego niepełna, przerażająca wersja, którą stworzyła sobie i podporządkowała Berenice.
Jak to się mogło stać? I co ja teraz mam zrobić? Nie wiedziałam. Miałam pustkę w głowie.
Berenice… Wkroczyła do naszego życia i je rozbiła. Na każdego jakoś wpłynęła, nawet na mnie. Sprawiła, że przestałam w siebie wierzyć i zamknęłam się w sobie.
Jaki ona ma cel w tym, że mnie odsuwa od mojej rodziny? Nie miałam zielonego pojęcia. Lecz zrozumiałam jedno: już dość użalania się nad sobą i na pozwalanie, by Cullenowie troszczyli się ,,biedną’’ Berenice. Czas wykopsać ją stąd w kosmos.
Podniosłam hardo głowę i ruszyłam w stronę domu moich najbliższych. Nie wiem skąd, ale po praz pierwszy od wielu dni pojawiła się we mnie determinacja i siła do działania. Za Chiny nie będę już więcej usuwać się w cień! I nie pozwolę, żeby ta ździra miała wpływ na moją rodzinę. Nie było w niej miejsca dla podstępnej Berenice. Muszę postawić Cullenom, zwłaszcza Edwardowi ultimatum: albo odchodzę ja z Renesmee i zostaje z nimi Berenice, albo odchodzi Berenice, i wszystko wraca do normy. Tak, właśnie tak trzeba.
Szybko wyczułam świeży zapach mojego ukochanego zaraz pod domem, co oznaczało, że nie trafił jeszcze do środka. Niestety do moich nozdrzy doszła irytująca, słodka woń Berenice… Przedarłam się przez gąszcz i wkroczyłam na teren posiadłości Cullenów. Najpierw muszę zaciągnąć Edwarda do domu, a potem porozmawiać ze wszystkimi… Zaszłam za róg budynku, za którym znajdowała się dwójka… przyjaciół.
I natychmiast wryło mnie w miejscu. Szok i ból spowodowały, że zapomniałam o swojej sile, dumie, o swoich planach. Wszystko rozsypało się w jednej sekundzie. Nie tylko te głupie zamiary, całe moje życie.
A zwłaszcza moje biedne serce, bijące kiedyś dla człowieka, który właśnie zranił mnie tak, jak nikt inny wcześniej.
Gwałtownie i głośno biorąc do płuc spory oddech, napotkałam przerażone złote spojrzenie, po czym odwróciłam się na pięcie i pobiegłam prosto ku drzwiom wejściowym.
Miejsce, które kochałam, w którym czułam się sobą… Przestało być mi już azylem. Poczułam, że nie wytrzymam tu ani sekundy dłużej. Moim celem stało się teraz zabranie córeczki i niezwłoczna ucieczka z domu, w którym niespodziewanie straciłam całe zaufanie do mężczyzny, którego kochałam – boleśnie mocno kochałam - najbardziej na świecie.

***
Edward
Chwilę wcześniej

Po rozmowie z ukochaną, wracałem do domu wściekły i zdezorientowany. Kiedy przebywałem ostatnio z Bellą, byłem za każdym razem… zagubiony. Miałem mętlik w głowie. Nie rozumiałem swoich poplątanych uczuć, które odkryłem podczas ostatniej rozmowy z Bellą.
Na początku, kiedy zaproponowała, że gdzieś wyjedziemy…  C h c i a ł e m  się zgodzić. Zawsze było ważne dla mnie tylko to, żeby ona i Renesmee były przy mnie. Nie istotne gdzie, byleby tylko były.  Tak, chciałem się zgodzić, ale… Ale nagle poczułem… Niechęć do tego pomysłu. Nie wiem dlaczego... Po prostu stwierdziłem, że to chyba niezbyt dobra koncepcja. Zacząłem więc analizować ten pomysł i odkryłem pewne przeciwności, o których powiedziałem od razu Belli. A ona uznała w rezultacie, że już jej nie kocham tak, jak kiedyś, przed pojawieniem się Berenice. Co za bzdura!
Lubiłem Berenice, naprawdę. Czułem się przy niej swobodnie i wiedziałem, że mnie dobrze rozumiała. A z Bellą ostatnio jest… ciężko.  Ciągle się złości o moje bliskie (ale przyjacielskie!) stosunki z Berenice. Ostatnio dziwnie się zachowuje.
Tylko… to ostatnie, co powiedziała… Czy ja zacząłem kochać Berenice? Nie, niemożliwe! Przyjaźnię się z nią. Kocham Bellę. Mimo wielu przeciwności losu razem jakoś przetrwaliśmy, nasza miłość nigdy nie przygasła. Od początku płonęła dużym, gorącym płomieniem, chociaż przez pewne sytuacje nie wiedzieliśmy o tym.
Nie kocham Berenice! Ja tylko się z nią przyjaźnię…
Ale dlaczego  mam mieszane uczucia? Dlaczego na stwierdzenie Belli, mimo przeczącej reakcji, w duchu się zawahałem?
Im bliżej byłem domu, tym bardziej byłem skołowany. Co się ze mną dzieje? Zawsze jasno wiedziałem, co czuję, czego chcę. Teraz nie byłem pewien niczego, co mnie dotyczyło.
- Hej. Coś się stało? – usłyszałem słodki głos Berenice. Przystanąłem i spojrzałem w bok. Wampirzyca stała w lesie, na brzegu rzeki. Czułem wcześniej jej zapach, ale nie zwróciłem na niego uwagi, pogrążony w rozmyślaniach.
Spłynęła na mnie fala radości, że ją widzę. Było to trochę dziwne i nienaturalne, bo jednocześnie nadal miałem ponury nastrój. Przez chwilę miałem wrażenie, że to szczęście nie było moje. Skojarzyło mi się to trochę z narzuceniem nastroju przez Jaspera, ale… Nie, to było coś innego. Szybko rozluźniłem się pod wpływem tego uczucia i nawet uśmiechnąłem ciepło.
- Nie… Nic takiego.
Czerwone oczy  Berenice przygważdżały mnie uważnym spojrzeniem.
- Mnie możesz powiedzieć – oznajmiła łagodnie, lecz z delikatnym naciskiem.
Znowu poczułem się dziwnie… Odniosłem niespodziewane wrażenie, że naprawdę mogę jej zaufać, że mogę jej się ze wszystkiego wyżalić. Otworzyłem usta… i je zamknąłem. Powróciło bowiem zdezorientowanie. Wprawdzie przyjaźnię się z Berenice, ale nie będę jej przecież opowiadać o kłótniach z moją narzeczoną i matką mojego dziecka, które dotyczą jej, podobno wścibskiej, osoby!
Daj spokój. Zaufaj Berenice, szeptało mi coś.
- Naprawdę możesz mi powiedzieć – przekazała mi w myślach.
Łamałem się. Te podszepty i przeczucia były naprawdę przekonujące.
- Dzięki, ale… nie – powiedziałem w końcu, z niebywałym trudem. Wydawało mi się, że przez ułamek sekundy na twarzy Berenice pojawił się grymas wściekłości. Oczywiście zaraz zganiłem się za takie przewidzenia. Berenice nigdy się nie denerwuje. Jest niesamowicie spokojna i dobra.
Jestem twoją przyjaciółką.
Podeszła do mnie i złapała mnie za rękę. Zdziwiło mnie to. Nigdy się aż tak nie spoufalała.
- Chodzi o Bellę, tak? -  spojrzała na mnie z niebywałym współczuciem i wyrozumiałością.
Westchnąłem ciężko, poddając się.
- Tak… - przyznałem niechętnie.
Przez chwilę milczała. W jej głowie wirowały różne, nieposkładane myśli, których ogół sprowadzał się w jedno – Berenice widziała, że moje relacje z Bellą są naprawdę złe.
- Każda para przechodzi jakiś kryzys – powiedziałem ponuro. – Ale przetrwamy to i wyjdziemy z tego silniejszy – uznałem z pewnością siebie.
Pokręciła głową.
- Nie, Edwardzie. Nie jesteście ze sobą szczęśliwi. Wasz związek jest nudny i zaczynacie szukać wad u drugiej osoby.
Zmarszczyłem brwi. Co też ona plecie?
- J e s t e ś m y  szczęśliwi – zaprotestowałem. – Co ty opowiadasz? Wcale nie jest tak, jak mówisz.
- Właśnie, że  j e s t – oświadczyła z mocą. Przyglądała mi się intensywnie, ze skupieniem. Poczułem nagle wahanie. A może i faktycznie Berenice ma racje…?
Pokręciłem głową, ale bardziej ze smutkiem i niedowierzaniem, niż jako zaprzeczenie.
Berenice trochę odetchnęła.
- Bella się zmieniła, prawda? Zrobiła się dziwna… Może kiedyś cię doceniała, była z tobą szczęśliwa… Ale teraz to się zmieniło. Jest strasznie podejrzliwa i opowiada same głupoty – zaśmiała się cicho, nieco szyderczo. – Chcesz żyć z taką kobietą?
Zesztywniałem i wyszarpnąłem rękę z jej czułego uścisku.
- Kocham Bellę – warknąłem. Jak ona może mówić takie rzeczy?
- Mówisz tak z przyzwyczajenia – usłyszałem myśl w jej umyśle. Sekundę później poczułem, że Berenice ma rację… Przywykłem do miłości do Belli… - Właśnie, przyzwyczaiłeś się…
Drgnąłem i odsunąłem się o krok. Chwileczkę. Czemu właśnie odniosłem wrażenie, jakby myśli Berenice były  m o i m i  myślami? Jakby to wszystko zlało się w jedno? Coś… Coś jest nie tak.
- Nie – oświadczyłem z mocą. – Berenice, nie wtrącaj się do czegoś, o czym nie masz pojęcia. To Bella sprawiła, że moje życie przestało być zwykłe, szare. Kiedy nie ma jej przy mnie jest mi źle.
- To czemu teraz zacząłeś jej unikać? – szepnęła chytrze.
- Ależ ja jej nie unikam – zdziwiłem się. - To ona mnie unika.
Czerwone oczy rozbrysły.
- Czyli przyznajesz, że się zmieniła.
- Nie, ona… - zacząłem bronić ukochanej, ale szybko przerwałem, bo coś do mnie dotarło. – Och, Berenice, przestań. Nie będę kłócić się z tobą o Bellę, a z nią o ciebie. To zaczyna być uciążliwe! – dodałem z rozdrażnieniem.
Przegryzła wargę i opuściła głowę, zawstydzona. Nie wiedzieć czemu, zrobiło mi się jej żal. To uczucie było tak silne, że prawie irytujące.
- P-przepraszam – wyszeptała. – Ja tylko… Ja tylko widzę, że nie powinieneś już z nią być. Ona nie jest ciebie warta. Naprawdę nie jest ciebie warta! – ostatnie zdanie wychwyciłem z jej myśli. Raptownie poczułem przekonanie, że ma rację, chociaż jednocześnie zdenerwowałem się, że ośmieliła się powiedzieć coś takiego. – Mnie na tobie zależy. To  z e  m n ą  powinieneś być.
Zatkało mnie. Wpatrywałem się w nią z totalnym zdumieniem. Odbiło jej? A może… Ma rację…?
Co? Nie! Nie ma racji! Skąd mi to przyszło do głowy?!
Gdy biłem się z myślami, kobieta nieoczekiwanie podniosła głowę i błyskawicznie pokonała dzielącą nas odległość. Nie wiedziałem, co chciała zrobić, bo jakimś cudem nie myślała o tym. Zdołałem tylko zauważyć dziwny, złośliwy błysk w jej ciemno czerwonych oczach i nim się zorientowałem jej dłonie zacisnęły się na moich ramionach, a mocno wymalowane usta (co nie było wcale kuszące, jak jej się zdawało) przywarły do moich, czego kompletnie się nie spodziewałem. Wraz z nimi wyczułem dziwne zadowolenie, chociaż zadowolony ANI TROCHĘ  nie byłem. Zastygły w głębokim szoku, nagle pomyślałem, że w Berenice jest naprawdę coś sztucznego. Miałem wrażenie, że ten pospieszny i niespodziewany pocałunek był na pokaz.
Szelest trawy i charakterystyczny zapach unoszący się w powietrzu uświadomił mi, że istotnie mamy widownię. Szybko odepchnąłem ręce Berenice od siebie i odsunąłem się gwałtownie, patrząc na nią z zaszokowaniem. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. To  o n a  była z siebie szalenie zadowolona, nie ja. Poczułem przerażający dreszcz. Co jest grane?
Nie ważne. Berenice i jej niedopuszczalnym wybrykiem zajmę się później. Teraz najważniejsza była dla mnie Bella.
Przeniosłem zlęknione spojrzenie na moją ukochaną. Spodziewałem się, że będzie wściekła na Berenice, zaskoczona tym, co zrobiła…
Ale nie, Bella patrzyła na mnie z bólem, jaki widziałem pierwszy raz w jej pięknych oczach. Jej wzrok przypominał spojrzenie, które widziałem, kiedy Charlie umierał na jej rękach. Może i nawet był intensywniejszy… To  m n i e, nie burgundowowłosą nomadkę obwiniła tym niechcianym, dziwnym, ukradzionym pocałunkiem. To   j a   ją zraniłem swoją zbyt powolną reakcją na czyn Berenice.
Poczułem się jak zero. Jak idiota. Jak mogłem na to pozwolić? Jak mogłem pozwolić, żeby przeze mnie tak cierpiała? Jak mogłem ją tak skrzywdzić?
Dopiero teraz dotarło do mnie, że krzywdziłem ją już wcześniej. To nie ona się usunęła w cień, to ja ją unikałem. W tym jednym Berenice miała rację. Z jakiegoś powodu ją unikałem, a ciągnęło mnie do czerwonookiej wampirzycy, która nagle wkroczyła między nas. Dlaczego to zrobiłem?
Bella wzięła głęboki oddech, po czym odwróciła się i odbiegła równie szybko, jak się pojawiła.
- Co to miało być?! – warknąłem do Berenice. Moje oczy ciskały błyskawicami.
Wampirzyca odchyliła głowę do tyłu i zaczęła śmiać się cicho, z iście diabelską satysfakcją. Upajała się cierpieniem mojej ukochanej. Nie podejrzewałem u niej takich potwornych uczuć, jak i wielu innych rzeczy.
- Głupia dziewczyna – usłyszałem niekontrolowaną, zadziwiająco szczerą myśl Berenice.
Nie mogąc się powstrzymać, zawarczałem groźnie, niczym zwierzę. Berenice natychmiast się uspokoiła i spojrzała na mnie ze zdziwieniem, wyczuwszy targającą mną furię. Bella miała chyba rację, od samego początku ją miała. Berenice coś knuła. Dotychczas żyłem w głębokiej nieświadomości tego faktu, ale pocałunek wampirzycy i ból na twarzy Belli sprawiły, że coś we mnie pękło i od razu zacząłem zauważać wiele rzeczy, które wcześniej wydawały mi się nie do pomyślenia.
- Lepiej się stąd w y n o ś – wysyczałem powoli.
- Czekaj, to nie tak! Ja nie chciałam nic złego! – przekonywała mnie, nagle znowu potulna niczym owieczka. Przez chwilę byłem gotowy złagodnieć, uwierzyć jej. Przecież Berenice nie była zła! Nigdy by się nie cieszyła z tego, że zraniliśmy Bellę…
W moim umyśle natychmiast pojawiło się wspomnienie wyrazu twarzy mojej ukochanej. Zaraz. Przecież Berenice się właśnie z tego śmiała. Czemu przez kilka sekund o tym zapomniałem?
- Nie. ZNIKAJ W TEJ CHWILI! – burknąłem kategorycznie. Wyminąłem Berenice i pobiegłem za Bellą, która zniknęła w domu.
Kiedy podążałem za ukochaną, całkowicie wściekły na moją podobno przyjaciółkę, uświadomiłem sobie, że mam zadziwiająco czysty umysł. Czułem tylko furię oraz przejmującą żałość, że zraniłem Bellę. Po raz pierwszy od jakiś dwóch tygodni nic nie mąciło mi w głowie, nie miałem sprzecznych bezsensownych myśli.
Otarłem z obrzydzeniem usta, czując wciąż na nich dotyk warg Berenice. Co jej wpadło do głowy, żeby mnie całować? I czemu tak długo trwałem w bezruchu?
- … dlatego uspokój się, to można na pewno jakoś wyjaśnić! – usłyszałem spokojny głos Alice, gdy znalazłem się na schodach.
- Odczep się, Alice! – krzyknęła roztrzęsiona Bella. – Tyle dni nie zwracaliście na mnie uwagi, a teraz nagle się mną zainteresowaliście?!
- Co ty najlepszego opowiadasz? – odparła autentycznie zdumiona Alice. Wszedłem pospiesznie do salonu, gdzie znajdowali się Jasper, Rosalie, Renesmee oraz właśnie Bella i wieszczka.
Bella zerknęła na mnie. Zdążyła się już opanować. Jej twarz przypominała obojętną maskę, chociaż w  jej oczach zalśnił potworny smutek. Moje nieruchome serce ścisnęło się z rozpaczy. Bella złapała skołowaną Renesmee za rękę i ruszyła w moją stronę, w stronę wyjścia, ciągnąc za sobą dziewczynkę.
- Bella, to naprawdę nie tak, jak… - zacząłem błagalnym tonem.
- Milcz. – To jedno, krótkie słowo urwało natychmiast moją próbę wytłumaczenia się. Moja narzeczona wyminęła mnie zwinnie. Złapałem ją za ramię, by ją zatrzymać. Nie musiałem używać siły, bo zamarła w chwili, kiedy poczuła na sobie mój dotyk. Spojrzała chłodno na moją dłoń, a prosto w moje oczy. Jej wzrok sprawił, że przez dłuższą chwilę zapomniałem języka w gębie.
- To był głupi wybryk Berenice – powiedziałem w końcu, zabierając rękę.
- Któremu jakoś specjalnie się nie opierałeś – wycedziła. Jej głos był tak samo lodowaty, jak spojrzenie. Otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz sprężystym krokiem, ciągnąc za sobą jeszcze mocniej zdezorientowaną Ness.
Rosalie szybko podeszła do mnie, zaaferowana tą sytuacją.
- Edward, co się stało? Nigdy jej takiej nie widziałam…
- Później – machnąłem niecierpliwie ręką, nawet na nią nie zerkając. Czym prędzej ruszyłem za Bellą i Nessie. Kiedy ta pierwsza wyczuła, że jestem blisko, głośno zazgrzytała zębami.
- Bello, uwierz mi, nie chciałem tego – powiedziałem błagalnie.
- Nie wydaje mi się – odparowała zgorzkniałym tonem. Nie odwróciła się, ani nie zwolniła.
- Dlaczego z góry mnie osądzasz?! – oburzyłem się nagle.
- Z góry? Widziałam przecież wszystko!
- Właśnie że nie wszystko!
Bella stanęła gwałtownie. Renesmee nie spodziewała się tego i na nią wpadła. Wampirzyca złapała córkę, pomagając jej zachować równowagę, a potem puściła ja i odwróciła się powoli.
- A było coś więcej? – zapytała z goryczą. – Co, fajnie się z nią czułeś? Całuje lepiej, niż ja?
- Nie żartuj sobie głupio – rzuciłem z niedowierzaniem. – Oczywiście, że nie! Nie miałem pojęcia, że ona to zrobi, dlatego w pierwszej chwili nie reagowałem!
- Nie spodziewałeś się?! Czytasz w myślach, idioto! – Brązowe oczy zamgliły się od łez. Odruchowo uniosłem troskliwie dłoń, żeby zetrzeć dwie słone kropelki zjeżdżające w dół po jej policzkach. Początkowo chciała mi na to pozwolić, jednak w ostatnim momencie odepchnęła moją rękę.
Renesmee stała z szeroko otwartymi oczami i z przerażeniem przyglądała się to Belli, to mnie.
- Nie siedzę innym cały czas w głowach! Poza tym, nie myślała o tym! Bello, uwierz mi, ja…
- PRZESTAŃ! – krzyknęła histerycznie. Zadrżała lekko, biorąc spazmatyczny oddech, a potem odezwała się niebywale cicho, patrząc mi w oczy. – Ostatnią rzeczą, jaką bym się spodziewała, było to, że właśnie  t y  mógłbyś mnie tak zranić.
Zacisnąłem palce w pięści, usiłując poradzić sobie z przepełniającą mnie żałością. Chciałem wziąć ukochaną w ramiona, przytulić razem z Renesmee i zrobić wszystko, żeby zapomniała o incydencie, o którym i ja z wielką chęcią bym zapomniał. Tylko dla Belli i dla naszej córki istniałem. Bez nich życie jest ponure i bez sensu.
- Kiedyś myślałam, że jedyne, czego mogę być pewna, to tego, że ty mnie też kochasz – kontynuowała szeptem. – Kochałeś mnie nawet wtedy, kiedy mnie nie pamiętałeś! A teraz… Miłość do ciebie boli, bo jestem pewna, że…
Uświadomiwszy sobie ze zgrozą, do czego zmierza, czym prędzej jej przerwałem.
- Teraz to ty przestań. Liczysz się dla mnie tylko ty! TO przed chwilą… To było nieporozumienie, słyszysz?! N i e p o ro z u m i e n i e!
Pokręciła głową, ocierając łzy wierzchem dłoni i dokończyła myśl.
- … bo jestem pewna, że nie kochasz mnie tak, jak dawniej.
- Nie wygaduj bzdur! – zdenerwowałem się, że mi nie wierzy. – Kochałem cię zawsze i będę kochać do końca świata! Czemu w to nie wierzysz?!
- Bo ostatnio mogę wierzyć tylko własnym oczom – wydusiła z siebie z bólem w głosie.
Nim otworzyłem usta i odpowiedziałem, wyczułem w pobliżu woń Berenice. Wampirzyca niemal bezgłośnie przedzierała się przez las.
Nieoczekiwanie mój gniew i chęć gorączkowego zapewnienia Belli, że kocham ją całym swoim jestestwem… Opadły. Zniknęły. Przypomniało mi się, co mówiła Berenice jakieś pół godziny temu. Nie jesteście ze sobą szczęśliwi. Wasz związek jest nudny i zaczynacie szukać wad u drugiej osoby. Może jednak miała rację? Po co mam się męczyć, walczyć o coś, co wkrótce może się skończyć? Oddalamy się od siebie i to dosłownie…
Dopiero po dłuższej chwili odrobinę zawstydziłem się swoimi rozważaniami.
- Oczy nigdy nie dojrzą wszystkich szczegółów – oznajmiłem smutno. -,,Dobrze widzi się tylko sercem*’’.
Roześmiała się gorzko i cofnęła o krok.
- Miło się gawędziło, ale myślę, że już wystarczy tej bujdy.
- Co chcesz zrobić? – zapytałem nieufnie Bellę, urażony tym, że uważała moje słowa za bujdę.
- Muszę… Odejść. Pomyśleć… - przymknęła oczy.
- Z Renesmee? – warknąłem. Mimo wszystko nie podobało mi się, że Bella odchodzi, a na dodatek bierze ze sobą naszą małą córeczkę. Już raz sprawiła, że Ness postanowiła uciec i mnie odszukać. Pragnęła mieć przy sobie oboje rodziców. Kochała i mnie i Bellę.
Berenice przystanęła tuż za mną. Bella otworzyła oczy, a jej twarz wykrzywił gniew i nienawiść do nomadki.
- Tak, z Renesmee – powiedziała do mnie sucho. – Chyba nie sądzisz, że zostawię ją z tobą i z Berenice? – zabrzmiało to tak, jakbym był z burgundowowłosą nomadką w związku. Co dziwne, nie obruszyłem się za to. Jakoś… Było mi już obojętne, co Bella sądzi o mnie i mojej przyjaciółce. Tak, niech sobie myśli, co chce. Ja wiem swoje. I mam już tego wszystkiego dość.
- Odbierasz dziecko ojcu? – szepnęła ze zgorszeniem Berenice. Położyła mi pocieszycielsko rękę na ramieniu. Poruszyłem się, żeby ją odepchnąć, ale w końcu zamarłem w bezruchu z uniesioną dłonią, która po dłuższej chwili opadła bezsilnie z powrotem, wracając do poprzedniej pozycji i przyzwalając Berenice na bliskość. Sam nie wiem, dlaczego. Może po prostu poddawałem się na wszystko, bo odchodziła ode mnie ukochana?
Bella patrzyła na to z wyraźnym cierpieniem w oczach. Przeniosła wzrok na Berenice i jej czekoladowe spojrzenie znowu pociemniało, stwardniało.
- Nie. Wtrącaj. Się. TY POKRAKO! – ryknęła.
- Słyszysz, jak do mnie mówi? – pożaliła się w myślach Berenice. – Z r ó b  coś. Niech tego pożałuje.
I ogarnęło mnie pragnienie, żeby naprawdę złajać Bellę za jej słownictwo. Otworzyłem więc usta… Ale zaraz potem je zamknąłem, napotkawszy twarz ukochanej.
Co ja chcę zrobić?! Nakrzyczeć na Bellę? Dlaczego? Co się ze mną dzieje? Czy to Berenice ma na mnie taki wpływ? Jakim cudem?
Wyczułem wściekłość nomadki, kiedy nie zareagowałem. Odsunęła się trochę. Kątem oka zauważyłem, że splotła ręce na piersi.
- Taka mi wdzięczność – podsumowała cicho z kamienną twarzą.
- Zjeżdżaj stąd, zanim wyłupię ci oczy – wycedziła Bella groźnie. Renesmee syknęła cicho, wyrażając solidarność z matką.
Berenice aż się zachłysnęła z oburzenia.
- NO ZRÓB COŚ! – zapiała w myślach.
Spojrzałem na nią skołowany. Co ona ode mnie chce?
Nomadka odetchnęła głęboko i znowu przysunęła się do mnie. Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Cokolwiek to znaczyło.
- Przecież ja go tylko wspieram – powiedziała słodko. – Jesteś straszną despotką. Zarozumiałą i obrażalską na dodatek. Sama sobie zapracowałaś na taki los. To przez ciebie… - twój ojciec zginął.
Posłałem jej zaskoczone spojrzenie. Czemu w ostatniej chwili ugryzła się w język, żeby tego nie powiedzieć? I w ogóle, to skąd wiedziała o tym, że Charlie nie żyje?
- Cóż, to przez ciebie wasz związek się rozpadł – dokończyła zdanie zupełnie inaczej. – Nieprawdaż, Edwardzie?
Ukryłem twarz w dłoniach, ale tylko na sekundę. Kiedy podniosłem oczy, Bella stała całkiem zesztywniała. Wbijała we mnie wzrok.
- Też tak uważasz? – zapytała niemal beznamiętnie, ale wiedziałem, ile ją kosztowała cała ta sytuacja.
Nie odezwałem się. Nie wiedziałem, nic już nie wiedziałem! Znowu miałem cholerny mętlik w głowie! Zacząłem żałować, że jestem wampirem. W tamtym momencie najchętniej poszedłbym spać. Na bardzo długo. A potem obudziłbym się z nadzieją, że wszystko jakoś się ułożyło…
Bella wypuściła głośno powietrze z ust. Zerknęła w dół, na swoją dłoń. Wyciągnęła ją przed siebie i zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy. Otworzyłem szeroko oczy, przyglądając się temu z przerażeniem. Och, Bello, nie…
- Skoro tak… - z trudem ukrywała cierpienie, kiedy rzuciła we mnie biżuterią. Złapałem odruchowo pierścionek.
Przyglądając się mu ponuro, nieoczekiwanie poczułem satysfakcję.
Satysfakcję?! Przecież właśnie walił mi się świat! Byłem zrozpaczony i nagle poczułem satysfakcję? Zbulwersowany swoimi uczuciami spojrzałem na Berenice. Na jej wargach czaił się zadowolony uśmieszek.
Co to wszystko ma znaczyć?
Zdezorientowany przeniosłem wzrok na Bellę. Wiatr delikatnie rozwiał brązowe włosy mojej ukochanej. Wyglądała pięknie i smutno.
- Bello – szepnąłem błagalnie, odgadując, że za chwilę odejdzie. Nie kryłem prawdziwej rozpaczy, która panoszyła się w moim sercu. Wyprała ona wszelkie inne uczucia, które mnie wypełniały.
Dziewczyna spojrzała mi w prosto w oczy. Przez chwilę wpatrywaliśmy się sobie intensywnie, czytając sobie nawzajem w twarzach. W ciągu tych paru sekund poczułem znowu łączącą nas więź i to niezwykle wyraźnie. Zawsze ją czułem, chociaż ostatnio… zrobiła się jakby niewidoczna. Tworzące ją nici poluzowały się i rozplotły. Teraz na moment połączyły się mocniej.
Nie wiedzieć czemu, nasze zachowanie bardzo niepokoiło Berenice, ale nie zwracałem na nią najmniejszej uwagi.
Przygnębiona dawna łowczyni pokręciła głową, zrywając kontakt wzrokowy i cofnęła się do tyłu o kilka kroków, ciągnąc za sobą nasze dziecko. Nessie zerknęła na mamę, a potem puściła jej rękę i z powrotem zbliżyła się do mnie, żeby się pożegnać. Nieoczekiwanie jednak przystanęła, podejrzliwie patrząc na Berenice.
- Och, nienienienie! – wyłapałem gorączkowe myśli nomadki. B a ł a  się, że Renesmee do mnie podejdzie.
Dziewczynka uśmiechnęła się do mnie smutno, a potem odwróciła na pięcie i wróciła do Belli.
Odeszły prędko. Przez pewien czas wpatrywałem się w ich plecy, jednak było to dla mnie zbyt trudne. Zamknąłem oczy i zwiesiłem głowę.
Nie miałem pojęcia, co teraz zrobić. Nie przeżyję przecież bez nich! Muszę działać, muszę je odzyskać!
Ale jednocześnie nie miałem na to siły. Czułem się wyzuty ze wszelkiej energii.
- Nie martw się – usłyszałem spokojny głos Berenice. -  Tak jest lepiej. Bella nie jest ciebie warta.
Musiałem być naprawdę  skołowany i zrozpaczony, bo… Jej uwierzyłem.



______________________________________________________________________________

*,,Mały książę’’ Antoine de Saint - Exupery





Wiem, rozdział całkowicie dziwny i straszny, ale TAK MIAŁO BYĆ. Jak już zauważyłyście, Edward nie jest sobą. Mam nadzieję, że oddałam to tak, jak chciałam. Jestem dość zadowolona z tej noci, więc chyba się udało  Przepraszam za różne powtórzenia, ale nie miałam siły już  niczego poprawiać.
Szykuje się ciężki tydzień w szkole + muszę się przygotować do 6-cio dniowego obozu szkoleniowego… Brr. HELP ME! Będą nas męczyć :’(
Taak… Ogólnie to chcę powiedzieć, że NN  p r a w d o p o d o b n i e  za jakieś 2 tygodnie. Tzn, jak wrócę z obozu. O ILE wrócę XD

Pamiętacie Czak Czaka Norrisa? I teletubisie? Haha, to były czasy XD
W internetach wynalazłam taką zabawną bujdę:


Papa, Misiątka <3 <3 <3 

7 komentarzy:

  1. Pierwsza <3 To opowiadanie jest na maxa epickie. Sorki ,ale pisze na telefonie. Czemu 2 razy się to pojawiło ???

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, jak chyba się domyślasz, rozdział jest boski. Wszystko genialnie opisane i wgl.
    Tylko ja nadal nie rozumiem, jak Edward dał się tak omotać. Toż to szaleństwo!
    Ehh... czekam na następny.
    I weny życzę!

    P.S. chyba sobie wkleiłaś dwa razy rozdział, albo mi się wydaje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ło ja, hahah XD Faktycznie, już poprawiłam, dzięki wielkie za wskazówkę i za resztę ;3 :D Tak mi się coś zdawało, że coś nie gra :P

      Usuń
  3. Rozdział świetny. Ale nie wierze w to co się stało, nigdy bym nie pomyślała, że oni się rozstaną. Wiadomo każdy związek ma kryzys i tak też było w tym przypadku ale myślałam że to chwilowe a tu całkiem co innego. Z drugiej strony wiadomo, że Edward jest pod panowaniem Berenici, więc nie jest sobą. Nie moglam aż tego czytać, było mi tak smutno, ale uczucia Edwarda naprawde dobrze zostały oddane. Kurcze tylko szkoda, że został zakończony w takim momencie, bo już się nie mkgę doczekać ciągu dalszego, a tu trzeba na to czekać dwa tyg, ale wszystko rozumiem szkola imte sparawy. Czekam na nn z niecierpilwością. Całuski :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdzialik <3 Świetnie oddałaś uczucia Edwarda. Wredna ta Berenice, owinęła sobie wszystkich wokół palca. Mam nadzieję że Cullenowie w końcu się otrząsną i zrobią porządek z tą małpą. Fajnie by było jakby pojawił się rozdział z perspektywy Alice albo kogoś innego. Z niecierpliwością czekam na nn. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam że nie komentowałam i czytałam ale szkoła robi swoje. No co za małpa z tej Berenice! Szkoda mi Belli i Ness. Nie współczuję Edwardowi ponieważ to on poddał się bez walki.
    Cóż czekam na nn i weny życzę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham twojego bloga i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń